Skutkiem tej decyzji niechybnie będzie skok inflacji, która dzisiaj jest i tak najwyższa od 12 lat (dochodzi do 10 proc). Jednak – mimo ogromnych rezerw walutowych teoretycznie pozwalających na dalsze subsydiowanie cen – ta sytuacja była nie do utrzymania. Żywiołowy rozwój motoryzacji powodował wzrost popytu na paliwa o ok. 40 proc. rocznie. Tyle samo udziału Chińczycy mają w światowym wzroście popytu na ropę naftową.
Subsydia do paliw cięła lub zniosła już cała Azja. Chiny były wyjątkiem. Ale nikt nie spodziewał się takiej decyzji przed zbliżającą się olimpiadą – teraz wiele firm będzie musiało starannie przekalkulować koszty. Podwyżka była spodziewana, ale nie na takim poziomie i z pewnością nie teraz.
Rynek zareagował na decyzję Pekinu aż pięciodolarowym spadkiem ceny baryłki ropy. To największa przecena tego surowca od kilku miesięcy.
Regulacja cen uzdrowi sytuację na rynku paliw w Chinach. Skończą się gigantyczne kolejki na stacjach benzynowych, skończy się też, wprowadzane w niektórych regionach, racjonowanie paliw. Wysoka podwyżka spowoduje spadek popytu. Bo Chińczycy potrafią liczyć pieniądze. To także jasny sygnał dla producentów ropy, że tak dużo za baryłkę Państwo Środka płacić nie będzie.
Na podwyżce cen urzędowych najbardziej skorzystają chińskie rafinerie i dwa koncerny: Sinopec i PetroChina, którym ostatnio bardziej opłacało się importować paliwo, niż produkować je w kraju. Produkcja była nieopłacalna, bo kupowały one ropę, płacąc ceny rynkowe, sprzedawały zaś paliwa, których ceny wyznacza państwo. W efekcie tej sytuacji w ostatni poniedziałek władze chińskie przyznały, że kraj, który przez całe lata był największym w regionie eksporterem paliw, stał się ich importerem netto. Tak duża podwyżka cen może stanowić zachętę dla krajowych rafinerii, aby zwiększyć podaż.