– Sami w Arabii Saudyjskiej przyznajemy, że w końcu paliwa kopalne nie będą nam potrzebne. A kiedy to się stanie? Może w 2040 r., a może dekadę później. Chcemy wykorzystywać słońce i wiatr. Wierzę, że energia słoneczna jest bardziej opłacalna aniżeli paliwa kopalne – mówił podczas konferencji klimatycznej w Paryżu minister ds. ropy Ali al-Naimi.
Naftowy wizerunek
Arabia Saudyjska znana jest na świecie jako przez dziesięciolecia największy producent ropy naftowej. I nawet jeśli od dwóch lat liderem są Stany Zjednoczone, a Arabia Saudyjska spadła na drugie miejsce z produkcją 11,62 mln bd, wizerunek kraju ropą płynącego pozostał. I nic dziwnego: Arabia wciąż jest największym eksportem tego surowca i liderem organizacji eksporterów OPEC, a także największym na Bliskim Wschodzie konsumentem ropy. Arabowie jedną czwartą wypompowanego surowca zużywają bowiem u siebie.
Konsumpcja krajowa ropy i gazu w liczącym 26,5 mln osób królestwie rośnie w miarę zwiększania się zużycia prądu. A to jest coraz wyższe. Eksperci szacują, że w ciągu najbliższych 20 lat ma się potroić do 121 GW (gigawatów).
Aby zmienić swój wizerunek na bardziej proekologiczny, Arabowie przyjęli w 2010 r. ambitną strategię rozwoju odnawialnych źródeł energii (OZE), znaną pod hasłem „królestwa stabilnej energetyki". Chcą bazować na słońcu i wietrze. Celem nowego programu jest zmniejszenie wykorzystania produktów naftowych w produkcji energii elektrycznej i stworzenie nowych miejsc pracy.
Do 2032–2040 r. Arabia Saudyjska chce produkować ze słońca 41 GW prądu, a z wiatru 9 GW. Jeszcze 1 GW dostarczy geotermia, a kolejne 3 GW wyprodukuje się z odpadów (śmieci). Koszty inwestycji w elektrownie słoneczne są wyceniane na 109 mld dol.