Prezesi PZU i PFR, czyli nowych głównych akcjonariuszy Pekao, w ciepłych słowach wypowiadali się o dotychczasowym zarządzie banku i zaznaczyli, że na razie nie ma konieczności zmian. Nie oznacza to jednak, że do żadnych roszad nie dojdzie.
Niewiadomą pozostaje przyszłość prezesa Pekao Luigiego Lovaglio, który do Pekao dołączył w 2003 r. jako wiceprezes, a od 2011 r. z żelazną dyscypliną kieruje tym drugim co do wielkości bankiem w Polsce.
Z naszych informacji wynika, że Lovaglio raczej nie będzie zainteresowany pracą w Pekao po zmianach właścicielskich. A te ostatecznie nastąpią zapewne w połowie roku, gdyż transakcja ma zostać przeprowadzona po uzyskaniu zgody od nadzorców, spodziewanej na maj. Chyba że coś istotnego zmieniło się po rozmowie, jaką szef Pekao odbył przed weekendem z prezesami PZU i PFR.
Za tym, że Lovaglio nie pozostanie na stanowisku, przemawia jego gigantyczne wynagrodzenie. Włoch przez wiele lat był najlepiej wynagradzanym prezesem na GPW. Dla przykładu w 2015 r. zarobił 9,3 mln zł, na co składała się pensja z kontraktu, premia za wyniki, rekompensata za rozłąkę z krajem, zaś dodatkowe 3,85 mln zł przysługiwało mu z tytułu programu motywacyjnego. Trudno sobie wyobrazić, by PZU i PFR, którzy będą mieć na tyle dużo głosów, aby uzyskać większość w radzie nadzorczej, nie zdecydowały się na zaproponowanie mu nowych warunków kontraktu. Dla porównania prezes również państwowego PKO BP, największego banku w Polsce, zarobił w 2015 r. 3 mln zł.
– Gdyby doszło do zwolnienia Lovaglio, byłby to ważny sygnał dla inwestorów, że PZU nie dotrzymuje słowa. Zmiany w zarządzie Pekao raczej nastąpią, ale trudno powiedzieć, czy na najwyższym szczeblu. Jeśli PZU i PFR dotrzymają słowa, wszystko zależy od prezesa Lovaglio i tego, czy będzie chciał współpracować z nową ekipą. No, chyba że istnieje zbyt duża różnica między wizją nowych właścicieli a wizją Lovaglio, choć wydają się one na razie zbieżne – komentuje Michał Konarski, analityk DM mBanku.