Jerzy Giedroyc podkreślał, że bez wolnych, niepodległych i demokratycznych Litwy, Białorusi i Ukrainy nie będzie wolnej i demokratycznej Polski. Czy według pana ta koncepcja jest wciąż żywa?
Niepodległość Litwy czy Ukrainy i nawet pseudoniepodległość Białorusi świadczą o tym, że Europa się zmieniła. W tym roku minęło 30 lat od upadku muru berlińskiego. Zniszczenie barbarzyńskiego systemu stalinowskiego, który panował nad połową Europy, urzeczywistniło niepodległość Polski. Naród polski, nareszcie bez patronów i wskazówek, samodzielnie decyduje o przyszłości i o tym, jak interpretować własną historię. To samo dotyczy i Ukraińców. Słowa Giedroycia były więc spojrzeniem w przyszłość i są wciąż aktualne. Zwłaszcza dzisiaj, gdy Ukraina kontynuuje walkę na froncie wschodnim nie tylko w obronie własnej niepodległości – to także walka o niepodległość i wolność Europy.
Czy po dokonanym de facto w 2014 roku przez Rosję częściowym rozbiorze ukraińska niepodległość ma szansę na przetrwanie?
Myślę, że tak. Po ostatniej rewolucji na Majdanie, którą nazywamy „rewolucją godności”, Ukraińcy zrozumieli, czym owa godność jest. Ginęli na Majdanie, a dziesiątki tysięcy ludzi zginęło na polach bitwy ukraińsko-rosyjskiej wojny. Widzimy, że społeczeństwo obudziło się. Ukraińcy chcą tworzyć narodowe, a zarazem kulturalne i demokratyczne państwo. Polska walka o niepodległość zawsze była przykładem dla Ukrainy. Polska zbudowała wolne i silne państwo, które stało się członkiem Unii Europejskiej. Ukraińcy chcą mieć taką wolność u siebie. Po „rewolucji godności” nigdy nie zrezygnujemy z wolności, niezależnie od wszystkich zawirowań politycznych.
Czy po sześciu latach od rewolucji na kijowskim Majdanie można powiedzieć, że tamte postulaty zostały spełnione? Zginęło wtedy ponad 100 osób.