Aktywista LGBT Michał Sz. (dane z dokumentu tożsamości, użyte przez prokuraturę - Sz. używa imienia Małgorzata) decyzją sądu został aresztowany na dwa miesiące w związku ze sprawą napaści na samochód fundacji Pro Life. Brał także udział w wywieszaniu warszawskich pomników, w tym Chrystusa na Krakowskim Przedmieściu, tęczowymi flagami. Jednak nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji, zastrzega, że aresztowanie Sz. nie ma nic wspólnego z tą akcją.
Do zatrzymania Sz. doszło we wtorek przed południem na osiedlu Stokłosy na Ursynowie. - Prokuratura złożyła wniosek do sądu o zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania, powołując się na obawę bezprawnego utrudniania postępowania oraz obawę ucieczki - powiedziała Mirosława Chyr, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Aktywiści LGBT usiedli w poprzek ulicy. W efekcie kościół św. Krzyża został odgrodzony od tłumu radiowozami policji - relacjonuje Polsat News. Kilka osób ulokowało się na schodach przy wejściu do kościoła, gdzie stoi statua Chrystusa. Osoby te zostały odgrodzone od pomnika przez policjantów. Policjanci utworzyli kordon, który miał odseparować protestujących i zaczęli zatrzymywać kolejne osoby.
„Pod siedzibą KPH Margot wyszła i dobrowolnie chciała poddać się aresztowaniu. Bezskutecznie. Doszło do niego dopiero wtedy i tam, gdzie można było uczynić pokaz siły opresyjnego państwa, którym staje się Polska” - relacjonowała na Twitterze posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
„Policja siłą usunęła aktywistów. Mnie przepychano chociaż pokazywałem legitymacje poselską. Siła staje się jedynym argumentem władzy” - napisał później Maciej Gdula z Lewicy. Radiowóz z Margot odjechał, a policja przez megafony wezwała osoby na Krakowskim Przedmieściu do „zachowania zgodnego z prawem” i opuszczenia miejsca demonstracji.