Powrót Tadeusza Dziuby do pracy w Najwyższej Izbie Kontroli odbył się w poniedziałek, w zaciszu gabinetów, bez rozgłosu. Wiceprezesowi przywrócono wszystkie kompetencje, a także nadzór nad wszystkimi kontrolami, które zostały mu dwa miesiące temu odebrane, gdy prezes NIK Marian Banaś zarzucił mu wpływanie na wyniki jednej z kontroli. Sprawa zakończyła się wtedy nie tylko odsunięciem Dziuby od pełnienia obowiązków, ale i wnioskiem o jego dymisję (trafił on do marszałek Sejmu, ale sejmowa komisja zaopiniowała go negatywnie) oraz zawiadomieniem do prokuratury. Po dwóch miesiącach „wojny” sprawa została zakończona.
Decyzję Banasia potwierdził „Rzeczpospolitej” sam Tadeusz Dziuba, jednak odmówił komentarza oraz rozmowy o kulisach pojednania.
– Jestem totalnie zaskoczony – komentuje z kolei nagły zwrot w sprawie Jan Łopata, poseł PSL-Koalicji Polskiej i członek sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej, zajmującej się sytuacją w NIK, który o zakończeniu konfliktu na linii NIK–PiS dowiedział się od dziennikarzy „Rzeczpospolitej”. – Nie znamy faktów, nie było żadnej oficjalnej informacji, ale wygląda na to, że jak wszystko w tej partii sprawa zakończyła się dogadaniem się stron. Co było za co, sam jestem ciekaw – mówi Łopata.
– Nie wiadomo, kto na jakie ustępstwa poszedł i czy to definitywny koniec wojny na górze – twierdzą nasi rozmówcy z NIK. PiS dotąd cały czas blokował Banasia i jego ludzi w Kolegium Izby – prezes miał związane ręce. – Jeszcze kilka dni temu Dziuba był odsunięty od wszystkiego, a marszałek Sejmu z czterech osób pozytywnie zaopiniowanych do Kolegium NIK przez komisję powołała tylko jedną – księdza profesora, tak aby w Kolegium było kworum. Trzech pracowników, w tym Tomasza Sobeckiego (pracownika NIK i syna posłanki z Torunia – red.), nie powołała – zauważają nasi rozmówcy. Konflikt Banasia z Dziubą wybuchł w lipcu, a powodem miało być rzekome „wywieranie nacisków” przez Dziubę, „manipulowanie wynikami kontroli” i „próby zastraszania”. Dziuba miał grozić zablokowaniem raportu dotyczącego głośnej kontroli, która oceniała półtoraroczną pracę minister Beaty Kempy jako pełnomocnika rządu ds. pomocy humanitarnej. Rzekome naciski wiceprezes miał wywierać na troje doświadczonych kontrolerów z Departamentu Administracji Publicznej.
Dziuba w wyjaśnieniach dla marszałek Elżbiety Witek bronił się, że odmówił podpisania projektu raportu w zaproponowanej wersji, bo zawierał nierzetelne, nieprawdziwe tezy. „Projekt ten wynikał z opacznej koncepcji ujęcia materiału dowodowego, kłócił się ze zdrowym rozsądkiem i był nielogiczny, a przede wszystkim – jak się finalnie okazało – w odniesieniu do wielu tez w nim zawartych wręcz sprzeczny z dowodami zawartymi w aktach kontroli” – twierdził w piśmie, do którego dotarła i który w sierpniu opisała „Rzeczpospolita”. Podkreślał z żalem, że „na przekór tym faktom” Banaś zarzucił mu nadużycie uprawnień.