Pani kanclerz ma się w Osace dobrze - tak brzmi oficjalna wersja opisująca stan zdrowia Angeli Merkel. Napad drgawek w ubiegłym tygodniu w czasie uroczystości u prezydenta RFN był drugim tego rodzaju zdarzeniem od niedanej wizyty prezydenta Ukrainy w Berlinie. Wtedy mówiono, że był to wynik odwodnienia wywołany upałem. Jak wyjaśniła pani kanclerz po wypiciu kilku szklanek wody wszystko wróciło do normy. Ale w klimatyzowanym zamku Bellevue, siedzibie prezydenta RFN, upału nie było.
Pytania o stan zdrowia Angeli Merkel pozostają więc bez odpowiedzi. Tak działa niemiecki system. Zdrowie polityków jest ich wyłączną i osobistą sprawą i nikt w Niemczech nie żąda nawet, aby było inaczej. Może to dziwić, ale w niemieckich mediach nie ma nawet spekulacji, co też dolegać może pani kanclerz.
Z jej prywatnego życia z przedostają się do mediów jedynie skrawki. Wiadomo, że w sierpniu wyjeżdża z mężem na urlop i spędzi czas na górskich wędrówkach w Austrii. Kilka lat temu miała tam wypadek, przewróciła się i naruszyła miednicę, ale informacje na ten temat przedostały się do prasy dopiero po niemal dwóch tygodniach, gdy było już wiadomo, że pani kanclerz może wrócić do pracy. System jest nieprawdopodobnie szczelny.
Obecnie sytuacja jest naprawdę krytyczna. Po powrocie z Japonii Angela Merkel poleci do Brukseli, gdzie w niedzielę zapaść mają niezwykle ważne decyzje, kto będzie kim w Unii Europejskiej po niedawnych wyborach do PE. Spór francusko - niemiecki na temat obsady najważniejszych stanowisk jest tak intensywny, jak nigdy do tej pory na ten temat. To wymaga od Merkel sporego zaangażowania.
Na poletku wewnętrznym jest jeszcze gorzej. Niemiecka polityka jest w stanie wrzenia. Socjaldemokraci z SPD, partnerzy koalicyjny w rządzie Merkel są na historycznym dnie pod względem popularności. W dodatku gorączkowo szukają nowego przywódcy.