- Wieczorem 10 marca poczułem się gorzej. Położyłem się do łóżka, ale źle spałem, ciągle się kręciłem. Po nocy zmierzyłem sobie gorączkę, termometr pokazał 37,5. Żona zasugerowała mi, że powinienem zrobić wymaz, ponieważ mamy w domu dwójkę małych dzieci. Dwa dni później wszystko było już w porządku, podniesionej temperatury nie miałem już od dłuższego czasu. Po południu zadzwonił do mnie lekarz i powiedział, że jestem "pozytywny". Nie spodziewałem się takiego wyniku, skoro wszystko już było OK. Spytałem, czy żartuje, ale był poważny - opisuje Gabbiadini, dodając, że pewne myśli nie dają mu spokoju.
- Gdybym poczekał dodatkowy dzień, na pewno nie zrobiłbym wymazu, ponieważ czułem się już bardzo dobrze i być może, kupując owoce, nieświadomie zainfekowałbym starszego pana. Ta myśl mnie prześladuje i powoduje, że dużo się zastanawiam. Zrozumiałem, że istnieje wiele zakażonych osób, które nawet o tym nie wiedzą, jasne się stało, że tę bitwę da się wygrać tylko poprzez siedzenie w domu. Nie jestem politykiem i nie mam takich narzędzi, ale prawdopodobnie zamknięcie wszystkiego na 15 dni byłoby słuszne. Kiedy to wszystko wreszcie się skończy, znów będziemy się cieszyć naszymi pięknymi Włochami - dodaje Gabbiadini.
Słowa włoskiego piłkarza współgrają z relacjami innych zakażonych, jak choćby Ruganiego i Blaise'a Matuidiego. Oni też przekonywali, że cały czas czuli się świetnie i nic nie świadczyło o tym, że noszą w sobie wirusa.
Gabbiadini jest pewny, że walkę z zarazą można wygrać jedynie odpowiedzialnością. - Czasami gubimy się w głupich rywalizacjach o wszystko, ale zdarzają się sytuacje, w których musimy być zjednoczeni i silniejsi niż wcześniej. Musimy postępować zgodnie z wytycznymi, aby pokonać wirusa. Musimy to zrobić dla nas, dla naszych rodzin i lekarzy, którzy poświęcają się dla całej ludności. Ich ofiara nie może pójść na marne - mówi cytowany przez Onet.