Dziennik "Moskowskij Komsomolec" cytuje wiceszefa rosyjskiej dyplomacji Grigoria Karasina, który oskarżył Kijów o dokonanie "prowokacji w Morzu Azowskim". Według MSZ Rosji władze w Kijowie chcą w ten sposób zmobilizować Ukraińców przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi, wzmocnić antyrosyjskie nastroje oraz doprowadzić do nałożenia przez Zachód kolejnych sankcji wobec Rosji. Cytowany przez dziennik wiceprzewodniczący komisji zagranicznej rosyjskiego Senatu, Władimir Dżabarow, posunął się jeszcze dalej i zasugerował, że Kijów chcą wprowadzić stan wojenny, by w konsekwencji uniemożliwić przeprowadzenie wyborów prezydenckich.
O "prowokacji Kijowa" pisze również rosyjski dziennik "Izwiestia". Cytowani przez gazetę eksperci wojskowi jednogłośnie twierdzą, że Rosja "miała prawo by tak zareagować", ponieważ Ukraina wtargnęła na "terytorialne wody rosyjskie" (zagarnięte po aneksji Krymu). Powołując się na źródło w rosyjskim ministerstwie obrony dziennik podaje, że z powodu eskalacji konfliktu od poniedziałku Cieśninę Kerczeńską będą monitorować drony.
Tymczasem cytowany przez dziennik senator Franc Klincewicz z komisji ds. obrony i bezpieczeństwa stwierdził, że Rosja powinna być "bardzo ostrożna w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji".
Rosyjskie media podają, że do MSZ został wezwany ukraiński dyplomata (tymczasowo pełni funkcję ambasadora). Pod budynek ukraińskiej ambasady w Moskwie skierowano oddział specjalny MSW Rosji by "nie dopuścić do prowokacji".
Z kolei wpływowy rosyjski dziennik "Kommiersant" podaje, że konflikt w Morzu Azowskim może przenieść się na poziom międzynarodowy i spowodować wprowadzenie kolejnych sankcji przez Zachód wobec Rosji.