Możemy się uśmiechać lub oburzać, czytając o złośliwych celnikach konfiskujących kanapki kierowcom ciężarówek wracającym do Wielkiej Brytanii, ale pewne niedogodności, które powstały w handlu, są czymś realnym. Analitycy firmy ubezpieczeniowej Euler Hermes przewidują, że brytyjscy eksporterzy mogą stracić w 2021 r. potencjalne przychody wynoszące 25 mld funtów. Potencjalna strata dla polskich eksporterów to 1,6 mld zł w drugim półroczu 2021 r.

Brexit odczuwa też brytyjska branża finansowa. Część aktywów i personelu odpłynęła z londyńskiego City na kontynent, choć ogólnie nie tak duża, jak sugerowały wcześniejsze alarmistyczne prognozy. Niepewność co do warunków brexitu przyczyniła się też do odkładania przez spółki inwestycji. Jednak wszelkie wiadomości mówiące o negatywnych aspektach wyjścia Albionu z Unii były w ostatnich tygodniach słabo dostrzegalne. Przyćmiła je bowiem pandemia koronawirusa, która dużo skuteczniej odcięła Wielką Brytanię od reszty Europy. W jej obliczu straszenie brexitowym chaosem nie robi już na nikim wrażenia.

Pandemia pokazała też, że wyjście Wielkiej Brytanii z UE nie przyniosło tylko samych złych skutków. Brytyjczycy, uwolnieni od unijnej biurokracji, mogli szybciej rozpocząć program szczepień przeciwko Covid-19. Nie gwarantuje to co prawda rychłego powrotu ich gospodarki do zdrowia, ale powrót do normalności może być tam szybszy niż we Francji czy w Niemczech. W procesie odzyskiwania sił po pandemii Wielka Brytania nie będzie korzystać z żadnych unijnych funduszów, ale nie musi się też do nich dokładać i o nie wykłócać. Sama swobodnie kształtuje swoją politykę gospodarczą, pieniężną, klimatyczną oraz imigracyjną.

Na razie trudno powiedzieć, jak wykorzysta tę swobodę, ale głupotą byłoby uznawanie z góry, że Brytyjczycy poza Wspólnotą są skazani na klęskę. Prawdopodobieństwo, że Wielka Brytania będzie w nadchodzących latach osiągała większy wzrost PKB niż strefa euro, jest przecież całkiem spore. Zamiast więc martwić się o Brytyjczyków, zajmijmy się własnym podwórkiem.