Diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Dużo zależy od tego, jak będzie to realizowane. Jeżeli będzie to całkowicie arbitralne, z dużym udziałem kryteriów politycznych, to jest to nie do przyjęcia. Liczę na rozsądek polityczny premiera Gowina, który jest progospodarczy. Już zasygnalizował w wywiadzie dla Rzeczpospolitej, że dystrybucja środków będzie w dużej mierze oparta o wymierne kryteria i analizy. Nie da się w sytuacji kryzysowej wszystkiego zostawić niewidzialnej ręce rynku i nieokreślonym zasadom. Kiedy państwo dystrybuuje pewne środki, musi mieć prawo decydowania, jakie kierunki uznaje za strategiczny interes kraju. Ale pod warunkiem, że zostanie wyeliminowana uznaniowość sterowana politycznie.
Z jednej strony mamy probiznesowe podejście Jarosława Gowina, z drugiej zaś obawy o dokręcanie śruby przedsiębiorcom, by zasypać dziurę budżetową.
Teraz przedsiębiorcom śrubę dokręca rynek i sytuacja, kiedy zamierają całe branże. Powstało pojęcie „branż zamkniętych". Takich, które decyzjami administracyjnymi rządu nie mają możliwości działania. Parafrazując, im pomoc się po prostu należy. Jeżeli rząd nie zdecyduje się na wymierną pomoc dla tych branż (chodzi o gastronomię, eventy, transport autokarowy i lotniczy, drobny handel), podobną do wiosennej tarczy PFR, to dojdzie do dramatu. Już szacuje się, że co trzecia z firm z sektora MŚP jest na skraju wypłacalności. Dostali subwencję wiosenną, przetrwali, ale nie mogą w nieskończoność trwać w sytuacji, kiedy rynek jest dla nich zamknięty. Na to nakłada się psychoza strachu na rynku, która powoduje, że wiele firm niby działa normalnie, ale nie ma zamówień. Inwestorzy prywatni wstrzymują się z nowymi projektami, przesuwają pewne wydatki na później, a firmy zatrudniają tu i teraz, ponosząc koszty stałe.
To, co robić?
Liczy się suma drobnych działań. Rząd mógłby wprowadzić określone zmiany w prawne, żeby np. rynek pracy zaczął działać racjonalnie. Żeby przedsiębiorcy, którzy stają wobec problemu braku zamówień mogli w sposób elastyczny redukować swoje załogi. Kodeks pracy ciągle jest spisem uprawnień pracownika. Każdy zwalniany pracownik w praktyce dostaje kilkumiesięczną odprawę albo idzie do sądu mimo, że bez trudu znajdzie nową pracę. Tak być nie może. Polscy przedsiębiorcy nie mają żadnych uprawnień, żeby pracownikowi na kwarantannie, który jest wyposażony w środki łączności, nakazać pracę zdalną. Nie mogą w sytuacji epidemicznego spadku obrotów przenosić na 3 etatu lub delegować na dłużej do innej pracy. W pandemii stała się rzecz fatalna. Przestał istnieć dialog społeczny. Na wszystko, co teraz sygnalizuję hasłowo, był czas latem, żeby omawiać to na Radzie Dialogu Społecznego. Z przyczyn politycznych Rada jest systematycznie ignorowana, „Solidarność" sabotuje jej prace, a rząd podejmuje decyzje arbitralnie i bez próby racjonalnych konsultacji. Tak być nie może.
Stać nas jeszcze na wydatną pomoc dla biznesu?