Do Urzędu Regulacji Energetyki wpłynęły już wnioski o podniesienie taryf na sprzedaż prądu dla gospodarstw domowych od wszystkich czterech zobowiązanych do tego sprzedawców – Polskiej Grupy Energetycznej, Tauronu, Enei i Energi. Spośród nich największej podwyżki oczekuje PGE, która chce podnieść stawki o kilkanaście procent. Jak wynika z naszych informacji, oczekiwania pozostałych sprzedawców są zdecydowanie niższe i sięgają tylko kilku procent. Jednak, jak przekonują analitycy, spółkom trudno będzie wywalczyć jakiekolwiek podwyżki.
Czytaj także: PGE chce sama dyktować ceny prądu. Szykuje mocną podwyżkę
Podwyżki czy obniżki?
Na przełomie lat 2019 i 2020 prezes URE zgodził się na podwyżki samej energii elektrycznej o około 20 proc., choć oczekiwania niektórych sprzedawców sięgały nawet 40 proc. Cena prądu to jednak tylko część całego rachunku za energię. Ostatecznie tegoroczne rachunki odbiorców indywidualnych, obejmujące m.in. wzrost ceny prądu i kosztów dostarczenia energii do domów, są wyższe średnio o 12 proc., czyli o 9 zł miesięcznie. W ciągu roku koncerny próbowały namówić regulatora na kolejne podwyżki, ale prezes URE się na to nie zgodził. Plany sprzedawcom pokrzyżowała m.in. pandemia koronawirusa – z powodu gwałtownego zmniejszenia się zapotrzebowania na energię spadły hurtowe ceny prądu.
Teraz ruszają negocjacje cen na 2021 r. PGE argumentuje, że kilkunastoprocentowy wzrost taryf jest uzasadniony w obecnym otoczeniu rynkowym. – Dla przeciętnego gospodarstwa domowego to będzie koszt około 10–15 zł w rachunku. Wydaje nam się, że na takie podwyżki prezes URE wyrazi zgodę, a to bardzo poprawiłoby sytuację spółek obrotu – argumentuje Paweł Strączyński, wiceprezes PGE.
Analitycy są jednak innego zdania. – Jeśli chodzi o taryfy dla gospodarstw domowych na rok 2021, to z powodu spadku hurtowych cen energii w roku bieżącym koncerny energetyczne raczej nie mają co liczyć na podniesienie stawek – ocenia Michał Sztabler, analityk Noble Securities.