Gdy w piątek rosyjskie agencje poinformowały o całkowitym wstrzymaniu dostaw ropy naftowej na Białoruś, białoruskie media ironicznie ogłosiły początek „trzeciej wojny naftowej”. Mińsk całkowicie wstrzymał eksport paliw (m.in. do państw Unii Europejskiej) z dwóch rafinerii w Mozyrzu i Nowopołocku. Wszystko po to, by „zabezpieczyć potrzeby własnego rynku”. Lokalny koncern paliwowy Bełneftehim niezbyt przekonująco uspokajał, że rezerw benzyny i oleju napędowego „wystarczy na dziesięć dni”.
Gdy w sobotę białoruscy kierowcy zaczęli ustawiać się w kolejki do tankowania z kanistrami, premier Białorusi podniósł słuchawkę i zadzwonił do Moskwy. Na nic zdały się ostatnie głośne wypowiedzi prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki o alternatywnych dostawach ropy naftowej z państw bałtyckich i Polski.
Szantażować Putina
Rosyjski rząd poinformował, że rozmowa telefoniczna premierów Dmitrija Miedwiediewa i Sierhieja Rumasa odbyła się „z inicjatywy białoruskiej strony”. Z oficjalnych komunikatów wynika, że nie rozmawiano tylko o dostawach rosyjskiej ropy do białoruskich rafinerii, ale również o „innych kwestiach dotyczących współpracy integracyjnej”. Już kilka godzin później poinformowano, że rosyjska ropa będzie płynęła na Białoruś, ale na razie od „niezależnych dostawców” i to do końca stycznia. Cena surowca (podobnie jak cena gazu) dla Białorusi nie jest znana. Moskwa otwarcie przyznaje, że zależy to od podpisania porozumienia dotyczącego „głębszej integracji”. Niedawno premier Miedwiediew zdradził, że nie chodzi wyłącznie o integrację gospodarczą, lecz również o wspólne ponadpaństwowe organy władzy, wspólną walutę oraz centrum emisyjne. W odpowiedzi na to Łukaszenko zapewniał, że wcześniej ustalili z Putinem, by „nie poruszać tych tematów”.
– Gdyby Łukaszenko chciał rzeczywiście uniezależnić Białoruś od Rosji, powinien wstrzymać wszystkie rozmowy w sprawie integracji z Rosją i przejść z Moskwą na warunki rynkowe. W takim przypadku musiałby też przebudować białoruską gospodarkę, by mogła przeżyć bez rosyjskiego wsparcia – mówi „Rzeczpospolitej” Waler Karbalewicz, czołowy białoruski politolog. – Nic nie wskazuje na to, by władze w Mińsku miały taką wolę polityczną. Wygląda na to, że mówiąc o alternatywnych dostawach ropy, Łukaszenko szantażował Rosję, nic po za tym – dodaje.