Dla Palestyńczyków oferta Waszyngtonu oznaczałaby powstanie państwa złożonego z dwóch członów – części obszarów Zachodniego Brzegu Jordanu oraz Strefy Gazy, wraz z połączonym z nią wąskim pasmem wydzielonych obszarów na pustyni Negew – będących obecnie obszarem Izraela. Miałaby to być rekompensata za aneksję Doliny Jordanu, stanowiącą jedną trzecią obszaru Zachodniego Brzegu.
Poszczególne elementy państwa palestyńskiego miałyby zostać połączone siecią dróg oraz ok. 50-kilometrowym tunelem prowadzącym do Strefy Gazy. Główny obszar państwa na Zachodnim Brzegu miałby jednak wyglądać jak szwajcarski ser, w którym zamiast dziur znajdowałyby się żydowskie osiedla z dziesiątkami tysięcy mieszkańców. Stolicą nowego państwa miałoby zostać miasto Al-Quds, powstałe z połączenia zamieszkałych przez Palestyńczyków wschodnich przedmieść Jerozolimy.
– Tysiąc razy mówimy: nie, nie, nie. Jerozolima nie jest na sprzedaż, podobnie jak i nasze prawa. To nie może być przedmiotem targów – ogłosił w Ramallah Mahmud Abbas, przywódca Autonomii Palestyńskiej. Podobnych słów użyli przywódcy Hamasu ze Strefy Gazy, grożąc „wszelkimi możliwymi konsekwencjami". – To plan, który ma ochronić Trumpa przed impeachmentem, a Netanjahu przed więzieniem – uważa palestyński premier Mohammad Shtayyeh. Co ciekawe, w bardzo podobny sposób oceniła pomysły Trumpa telewizja CNN.