Następnie pieszo pokonali ok. 2-km odległość do miejsca katastrofy. Przy kamieniu upamiętniającym ofiary Annę Komorowską i rodziny powitała żona rosyjskiego prezydenta. – Drodzy przyjaciele, przeżywamy żałobę wraz z wami – mówiła Miedwiediewa. – Wszystkimi nami wstrząsnęła ta straszna tragedia. Nasza historia zawsze była ściśle związana. Były w niej trudne momenty i trudne karty, ale nasze narody zawsze znajdowały drogę do wzajemnego szacunku i zaufania.
[srodtytul]Na tysiąc kawałków[/srodtytul]
– Samolot rozbił się na tysiące kawałków. W tym samym momencie na tysiące kawałków rozbiło się nasze życie i nasze serca – wspominała Ewa Komorowska, wdowa po wiceszefie MON Stanisławie Komorowskim. – Wracamy od wraku, widzieliśmy szczątki, te pokręcone kable. Tego samolotu nie da się już złożyć, już nigdy nie poleci. Ale nasze serca to żywa tkanka, która się odnawia, zależy tylko, czym będziemy ją karmić. Karmmy się miłością i dobrą pamięcią o naszych bliskich. Wierzę, że kiedyś znowu będziemy mogli „latać”.
Mówiąc o pielgrzymce, Anna Komorowska zaznaczyła: – Taka piękna inicjatywa mogła powstać tylko w gronie rodzin, które myślą i odczuwają podobnie. Które mimo bólu uznały, że chcą dokończyć tę drogę.
Katoliccy, protestanccy i prawosławni duchowni odprawili nabożeństwo ekumeniczne. Po nim krewni podchodzili do symbolicznego kamienia na miejscu tragedii, składali kwiaty i zapalali znicze. Zatrzymywali się też przy brzozie, w której pniu do dziś tkwi mały fragment samolotu. Później przeszli jeszcze kilkaset metrów dalej do innego drzewa – tej brzozy, o którą tupolew zahaczył skrzydłem.
Tylko nieliczni zdecydowali się na rozmowę. – Myślę, że znalazłem ukojenie – wyznał łamiącym się głosem Paweł Deresz, mąż zmarłej posłanki SLD Jolanty Szymanek-Deresz.