Mimo wojny na górze Temidy i hamującej sądy epidemii od wielu lat opłaty sądowe są zawalidrogą. To paradoks, gdyż mają m.in. ograniczać nadużywanie sądów do błahych spraw. Tymczasem nierzadko ograniczają one prawa strony, także pozwanego, do sądu, np. do odwołania od niesprawiedliwego orzeczenia.
W ostatnich latach ustanowiono wiele zwolnień lub ulg w opłatach, np. dla konsumentów, kredytobiorców, pracowników w sporach z pracodawcą. Nadmierną dolegliwość opłat dostrzegły też Trybunał Konstytucyjny i Trybunał Sprawiedliwości UE. Realizacją ich wyroków w parlamencie są obecnie co najmniej dwie nowele zmniejszające opłaty sądowe. Ostatnia ustanawia zasadę, że w elektronicznym postępowaniu upominawczym wydatki ponosi Skarb Państwa. A to ok. 2 mln spraw rocznie! Druga obniża opłatę, jaką musi wnieść pozwany konsument odwołujący się od nakazu zapłaty wydanego na podstawie weksla, czyli składając tzw. zarzuty. Otóż jego opłata nie będzie mogła przekraczać 750 zł, a do tej pory płacił 3,75 proc. wartości sporu, a więc przy większych kwotach znacznie więcej.