Jaka ostatecznie przyszłość czeka przewoźnika, zaliczanego do najstarszych na świecie, zdecydują wspólnie z wierzycielami akcjonariusze na walnym zgromadzeniu w czerwcu 2021. Teraz firma Inskol, syndyk masy upadłościowej, oczekuje na decyzję, czy linia mimo wszystko powinna nadal operować, czy też korzystniej byłoby sprzedać wszystkie aktywa CSA.
„Dłużnik jest dużą linią lotniczą, z bogatą przeszłością, której roczne przychody w latach 2016-2019 wynosiły prawie 10 mld koron. W roku 2020 wyniosły 1,69 mld koron. CSA zatrudnia w tej chwili ponad 500 pracowników” — napisał w uzasadnieniu wyroku sędzia Petr Pacholik.
W lutym czeski dziennik „Hospodarkie Noviny” informował o tym, że linia zdecydowała się na zwolnienie „wszystkich 430 pracowników”, co potwierdzały związki zawodowe działające w CSA. Takie zawiadomienie zostało także przekazane do Urzędu Pracy. Wcześniej linia informowała o zwolnieniu 300 pracowników.
Jak wynika z dokumentów sądowych CSA ma w tej chwili 266 wierzycieli, przede wszystkim dostawców u których jest zadłużona na 800 mln koron (30 mln euro) oraz powinna zwrócić pieniądze za bilety 230 tys. pasażerom (1 mld koron, czyli 38 mln euro).
Do Grupy Smartwings, której członkiem od 2018 roku są CSA należy jeszcze, obecny także w Polsce, niskokosztowy Samrtwings, w którego nie uderzają kłopoty tradycyjnego przewoźnika. Natomiast CSA próbowała się wcześniej ratować i w lutym wystąpiła o pomoc publicznej spotykając się z odmową. Władze nie zgodziły się wtedy na utworzenie specjalnego funduszu wartego 1,1 mld koron (41,9 mln euro), który wsparłby Grupę Smartwings oraz całą czeską branżę lotniczą. – Nie mamy w planach jakiegokolwiek projektu na wsparcie Grupy Smartwings — mówił wówczas czeski minister transportu, Karel Havlicek.