Ignacy Gogolewski 17 czerwca kończy 90 lat. Z tej okazji przypominamy archiwalny wywiad z artystą
Rz: Pamięta pan pierwszy Teatr Telewizji?
Ignacy Gogolewski: Jak przez mgłę. Chyba dlatego, że nie grałem w nim. Ale współpracuję z Polskim Radiem i Telewizją Polską dokładnie 60 lat. W radiu udzielałem się już na czwartym roku studiów. Czytałem informacje albo prozę. Pewnego dnia Michał Melina, dyrektor Teatru Polskiego Radia, zaprosił mnie do mikrofonu i wręczył kartkę. Było na niej napisane: „Aleksander hrabia Fredro. Rewolwer". Przeczytałem raz szybko, raz wolniej. To był mój pierwszy występ. Próba głosu. Po tygodniu otrzymałem 60 stron sztuki, w której zagrałem główną rolę. Dziś na castingi już nie chodzę. Role się odwróciły.
Teatr Telewizji działał na placu Powstańców.
Debiutowałem tam u młodziutkiego Jerzego Gruzy w „Niebieskim liście" Tuwima. Potem spotkaliśmy się w świetnym „Portrecie Doriana Graya", pierwszym spektaklu zapowiadanym na żywo przez Krzysztofa Teodora Toeplitza. Grałem zrobiony na blondyna i obfotografowany przez Zofię Nasierowską. Szkoda, że tego przedstawienia nie zapisano, ale spotykam jeszcze widzów, którzy mówią, że pamiętają mnie z tej roli. W „Dorianie Grayu" Jerzy Gruza po raz pierwszy połączył film z planem w studiu. Scena wbiegania po schodach była nagrana, ale przecinanie portretu, na którym Dorian się starzeje, grałem na żywo. Wyjąłem nóż, wbiłem w płótno i usłyszałem krzyk: „O Jezu". Myślałem, że kogoś zamordowałem. Za obrazem stał strażak. Nie znał dramaturgii i zmienił ją, bo jego kwestia poszła w eter. Innym razem bywało, że prowadziłem dialog z Czesławem Wołłejką, a on przebierał się za kamerą. I cieszył się, że mnie to bawi. Był kawalarzem, rozśmieszał kolegów. W „Szklanej menażerii" Jerzego Antczaka z Jadwigą Barańską, pierwsza część szła wolno, wchodząc w drugiej – podbiłem emocje. Jerzy Antczak to był mistrz. Ciął kadry na żywo, miał realizatorskie pomysły. Na krótko przed premierą „Wystrzału" Puszkina zachorował aktor mający grać główną rolę. Przejąłem ją, a moją miał grać ktoś inny. Zadzwoniłem do Jerzego. Powiedziałem: „Obsadziłeś mnie w jednej roli, obsadziłeś mnie w drugiej. Może zagram obie". Odpowiedział: „Genialna filozofia opowieści o alter ego głównego bohatera". To był pierwszy polski film telewizyjny, który zdobył nagrodę Ramzesa na festiwalu w Aleksandrii.