Zakończyły się wielomiesięczne negocjacje między unijnymi instytucjami dotyczące stworzenia Funduszu Obronnego. Kluczową rolę odegrali w nich Polacy.
Z ramienia Komisji Europejskiej występowała Elżbieta Bieńkowska, unijna komisarz rynku wewnętrznego i przemysłu, która odpowiadała za przygotowanie legislacji. A ze strony Parlamentu Europejskiego głównymi graczami byli Zdzisław Krasnodębski z PiS, który był parlamentarnym sprawozdawcą, oraz Jerzy Buzek z PO, jako szef parlamentarnej Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.
W efekcie tego rzadkiego w dzisiejszych czasach przykładu ponadpartyjnej współpracy mamy projekt, który może przynieść poważne korzyści polskiej zbrojeniówce, a także polskiej armii.
– Współpraca w ramach Funduszu Obronnego może nam dać w przyszłości dużo więcej niż wszystkie umowy offsetowe z Amerykanami – powiedział „Rzeczpospolitej" Zdzisław Krasnodębski. Ale podkreślił, że polskie placówki badawcze, firmy zbrojeniowe, wojskowi i politycy muszą się nauczyć z niego korzystać.
Fundusz Obronny ma wynosić 13 mld euro w nowym unijnym budżecie na lata 2021–2027. Już od 2017 roku UE Bruksela pilotażowo testuje projekty zbrojeniowe, ale na łączną kwotę zaledwie 590 mln euro. Było to pomyślane jako test, przetarcie ścieżek dla prawdziwej rewolucji, jaką będzie nowy budżet. Nigdy w przeszłości UE nie finansowała przemysłu zbrojeniowego. Zmiana jest spowodowana coraz silniejszym przekonaniem, że UE musi mieć swoje zdolności obronne, musi dążyć do tzw. autonomii strategicznej, czego początkiem ma być wspólny sprzęt i próba unikania dublowania zdolności obronnych. Niektórzy mówią nawet o wspólnej armii, choć to zamysł bardzo odległy.