Nie będzie fajerwerków w Brukseli po tym, jak Wielka Brytania opuści UE po 47 latach członkostwa. W Londynie rząd też nie zamierza z tego powodu triumfować, bo byłoby to niestosowne. Po pierwsze, prawie połowa Brytyjczyków (48 proc.) zagłosowała w czerwcu 2016 roku przeciwko brexitowi. Po drugie, obie strony czekają teraz ciężkie negocjacje dotyczące umowy o przyszłych relacjach i jawnie okazywana radość mogłaby nieco zepsuć atmosferę.
Czytaj więcej
Piątek 31 stycznia 2020 roku to moment symboliczny. O północy Wielka Brytania wychodzi z UE i obywatele tego kraju przestają być obywatelami Unii. Brytyjskie flagi nie będą już wisiały na unijnych budynkach, jedna z nich powędruje do Domu Historii Europejskiej. Wielka Brytania jest pierwszym krajem, który skorzystał z zapisów obowiązującego od 1 grudnia 2009 roku traktatu lizbońskiego definiujących procedurę wyjścia kraju z UE. Wcześniej nie było to możliwe.
Jak na ironię słynny dziś artykuł 50 napisał brytyjski dyplomata John Kerr, który w latach 2002–2003 był sekretarzem generalnym europejskiej konwencji przygotowującej traktat konstytucyjny, wykorzystany potem w znacznej części w traktacie lizbońskim. Były ambasador był zwolennikiem pozostania Wielkiej Brytanii w UE i wyznał, że nigdy nie przyszło mu do głowy, jak może zostać wykorzystany napisany przez niego artykuł.
Przeciętny obywatel UE czy Wielkiej Brytanii nie zauważy brexitu, który dokona się o północy czasu europejskiego, czyli o 23.00 czasu brytyjskiego. A to dlatego, że umowa rozwodowa zawiera zapisy o okresie przejściowym obowiązującym do końca tego roku. W tym czasie Wielka Brytania będzie musiała stosować unijne przepisy, a towary, usługi i kapitał będą swobodnie wędrować między dwoma obszarami. Obywatele UE i Wielkiej Brytanii nie stracą prawa do swobodnego podróżowania przez kanał La Manche.
Zapłacić i nie mieć wpływu
Londyn ciągle będzie też płacić do wspólnego unijnego budżetu, ale musi pogodzić się z brakiem wpływu na decyzje w UE, bo nie będzie miał swoich przedstawicieli w unijnych instytucjach. 73 brytyjskich eurodeputowanych wróciło już do domów, od 1 grudnia 2019 roku nie ma też brytyjskiego komisarza. Wielka Brytania traci też 1 lutego swoich przedstawicieli w unijnych trybunałach. Jej ministrowie nie będą brali udziału w unijnych radach, premier nie będzie uczestniczył w unijnych szczytach, a ambasador przestanie przybywać na cotygodniowe spotkania ambasadorów państw UE. Kierowana przez niego placówka zmieni zresztą o północy nazwę: ze Stałego Przedstawicielstwa przy UE na Misję przy UE.