Francja to po Belgii drugi kraj w Europie, który wprowadził zakaz noszenia muzułmańskich ubiorów zasłaniających twarz w miejscach publicznych, w tym w urzędach, środkach transportu, szpitalach i na ulicach miast.
Francuski parlament przyjął odpowiednią ustawę już w październiku. Według nowych przepisów kobiecie za noszenie burki czy nikabu grozi grzywna do 150 euro bądź obowiązkowy udział w kursie na temat „wartości republiki". Tym, którzy ją zmuszą do zakrywania się od stóp do głów, grozi nawet 30 tys. euro grzywny lub rok więzienia. Zakaz dotyczy także turystek z krajów islamskich. MSW nakazało funkcjonariuszom policji, aby zanim wypiszą mandat, próbowali przekonać kobiety do zdjęcia zasłony".
Policjanci obawiają się jednak ostrych reakcji ze strony ojców bądź braci kobiet, którzy mogą odebrać próby perswazji jako agresję. – Ten zakaz będzie niesłychanie ciężko wyegzekwować. Mamy namawiać kobiety do tego, by zdjęły burkę, choć wiemy, że tego nie zrobią. Nie mamy jednak prawa używać siły – skarży się sekretarz generalny Związków Zawodowych Komisarzy Policji Manuel Roux. Jego zdaniem funkcjonariusze będą unikać konfrontacji.
– Muzułmanie to dumni ludzie. Kiedy zaczniemy atakować ich kobiety, może się to źle skończyć – dodaje Roux. Do pierwszych zatrzymań kobiet w burkach doszło już. Policja aresztowała przed kościołem Notre Dame w Paryżu dwie kobiety zakryte od stóp do głów i kilku mężczyzn, którzy protestowali przeciwko nowym przepisom. Powodem aresztowania nie był jednak strój kobiet.
–Nie mieli pozwolenia na manifestację – tłumaczy komisarz paryskiej policji Alexis Marsan. Także przed Pałacem Elizejskim doszło do zatrzymania kobiety w nikabie, która usiłowała sprowokować policjantów do tego, by wypisali jej mandat. Zamiast tego otrzymała jednak pouczenie. Eksperci są podzieleni co do sensu zakazu. – Kobiet noszących burki jest mniej niż 2 tysiące. Nie wiem, w jaki sposób może to rozwiązać problem islamizacji kraju. To bez sensu – mówi „Rz" francuski politolog Jean-Yves Camus.