Pod względem zachorowań Indie zastąpiły już Rosję na trzecim miejscu na świecie, ale istnieją obawy, że kraj wyprzedzi Brazylię (1,6 mln zachorowań), a także USA (2,88 mln). Na razie zanotowano tu 700 tys. zakażeń, co w kraju liczącym ponad 1,3 mld obywateli nie jest liczbą niepokojącą. Relatywnie niewysoka (20 tys.) jest też liczba zgonów w wyniku pandemii.
To wszystko może się dramatycznie zmienić w najbliższych tygodniach i miesiącach. W niedzielę zanotowano 25 tys. nowych przypadków, co jest dotychczasowym rekordem.
Mobilizacja w Delhi
W 25-milionowej metropolii władze uspokajają, że katastrofy nie będzie i sytuacja jest pod kontrolą. Powstaje jednak potężny prowizoryczny kompleks szpitalny na 10 tys. łóżek. Wprawdzie spora część wprowadzonych w marcu restrykcji została poluzowana, ale nadal zamknięte są szkoły, kina, baseny, kluby fitness i wstrzymany jest międzynarodowy ruch lotniczy.
Obowiązuje noszenie maseczek w miejscach publicznych, w sklepach powinien być zachowany odpowiedni dystans. Wiele hoteli jest przygotowywanych na przyjęcie chorych i trwa przystosowanie bankietowych sal weselnych oraz setek wagonów kolejowych do celów leczniczych. Podobnie jest w innych wielkich miastach, zwłaszcza w stanach Telangana w centrum subkontynentu i Karnataka na południu.
W takiej atmosferze mało przekonująco brzmią zapewnienia władz, że sytuacja jest pod kontrolą. Wprawdzie liczba infekcji przekroczyła w stolicy 100 tys., jednak trzy czwarte zostało już wyleczonych. W szpitalach leczy się obecnie zaledwie 5 tys. osób, a liczba wolnych łóżek wynosi podobno 9 900. Wynika z tego, że najgorzej nie jest, co podkreślano na poniedziałkowej konferencji prasowej w Delhi. Ale jest to stan na początek lipca.