17 maja 2012 mija 20 lat od beatyfikacji Josemaríi Escrivy de Balaguera, założyciela Opus Dei (kanonizowanego w 2002 roku). Tekst z tygodnika Uważam Rze
"There will be dragons” opowiada o młodzieńczych latach ks. Escrivy podczas wojny domowej w Hiszpanii. Wielu chrześcijan bało się, że hollywoodzki film dotykający tematu Opus Dei będzie kolejnym oskarżeniem skierowanym przeciwko „Dziełu”. Jednak tym razem twórcy nie poszli śladem dziecinnego „Kodu Leonarda da Vinci”, gdzie członek Opus Dei był przedstawiony jako zmutowany sadomasochista i morderca będący na usługach katolickiej mafii. Ks. prałat Luis Clavell przyznał, że w filmie uchwycono zarówno „siłę charakteru założyciela Opus Dei, jak i zdolność do miłości i przebaczenia”. Film Rolanda Joffe’a nie porusza najbardziej drażliwych kwestii związanych z Opus Dei. Jednak może być traktowany jako światełko w tunelu odkłamywania mitów, które przez lata narosły wokół „powszechnie promieniującej siły”, jak nazywał „Dzieło” jego wielki zwolennik Jan Paweł II.
Opus Dei powstało 2 października 1928 r. Święty Josemaría Escriva był wówczas młodym księdzem, który doświadczył w madryckim domu zakonnym misjonarzy św. Wincentego a Paulo łaski zobaczenia Bożego planu. „Dzieło” miało przypomnieć wszystkim wiernym, że powinni z całkowitą spójnością przeżywać swe chrześcijańskie powołanie za pomocą uświęcania wszystkiego, co robią, i prowadząc apostolstwo pośród świata poprzez swą codzienną pracę i wypełnianie swojego powołania. Ks. Escriva, budując „Dzieło”, wzorował się na pierwszych chrześcijanach, którzy byli świeckimi robotnikami, urzędnikami czy żołnierzami. To właśnie tacy ludzie mieli znów stać się apostołami Jezusa.
Nagonka od początku
Opus Dei było atakowane od samego początku swojego istnienia nie tylko przez hiszpańską lewicę, która próbowała zbudować komunistyczny raj na Półwyspie Iberyjskim, prześladując szczególnie intensywnie Kościół katolicki. Ksiądz Escriva był również zwalczany przez część hiszpańskiej prawicy i nawet niektórych kapłanów Kościoła katolickiego. Co ciekawe, Opus Dei przez lata było równocześnie oskarżane nie tylko o skrajny konserwatyzm, ale również o modernizm. W pewnym sensie trudno się temu dziwić. Przesłanie jego założyciela było zupełnie rewolucyjne. – Trzeba skończyć z chrześcijaństwem pierwszej i drugiej kategorii. Nie ma z jednej strony nielicznych ewangelicznych zawodowców (księży, zakonników, zakonnic, mnichów i mniszek) oraz niewielu wyjątkowych świeckich (np. konsekrowanych), a z drugiej – większości dyletantów chrześcijaństwa, zawodników drugiej ligi: prostych świeckich, zwykłych wiernych – mówił. Dodawał, że wszyscy ludzie są powołani do świętości, a droga do niej prowadzi poprzez codzienne uświęcanie się przez normalną pracę. Te słowa wzburzyły wielu przedstawicieli Kościoła hierarchicznego.