Mijają cztery lata, odkąd na Białorusi wybuchły największe w historii kraju powyborcze protesty w 2020 roku. Dlaczego wtedy nie udało się obalić Aleksandra Łukaszenki?
Protestujący wówczas Białorusini zademonstrowali swoją silną wolę, proeuropejskość i zdziwili cały świat. Były to narodziny współczesnej nacji białoruskiej. Czy mogli zwyciężyć z dyktaturą, która jest gotowa do przelania krwi i mordowania ludzi? Mogli protestować tylko w sposób pokojowy. I to miało sens. Bo na ulice miast białoruskich nie wyszłyby miliony ludzi, gdyby widzieli agresywnych protestujących i krew. To był punkt zwrotny w historii naszego kraju, bo od tamtej pory większość Białorusinów chce demokracji i widzi swoją przyszłość w Europie. Protestowali, bo domagali się prawdy, sprawiedliwości i wolnych wyborów. To proces, którego już nie da się zatrzymać.
Czy to nie jest tak, że jedni protestujący wówczas Białorusini siedzą w więzieniach, drudzy wyjechali za granicę, a trzeci pozostają w kraju i żyją jakby nigdy nic?
Mam komunikację z ludźmi, którzy siedzą za kratkami. I każdy z nich mówi, byśmy nie przyjmowali się tym, że oni siedzą w więzieniach, a my żyjemy w państwie demokratycznym. Ważne jest to, byśmy mieli Białoruś w swoich sercach i czynach. Bliskim przykładem dla nas jest doświadczenie Polski, gdy Polaków internowano w czasie stanu wojennego i sporo ludzi wówczas wyjechało z Polski za granicę. Część z powodów politycznych, a część wyjechała za chlebem. Wówczas wiary w przemiany w Polsce już prawie nie było. Obecnie wiara Białorusinów jeszcze nie wygasła. Nie wiem, czy większość Białorusinów, którzy wyjechali, powróci do swojej ojczyzny. Ale nawet jeżeli pozostaną, mogą odegrać bardzo ważną rolę dla wolnej Białorusi.
Czytaj więcej
Ponad 3 tysiące aresztowanych, setki pobitych i rannych. To bilans szóstego z rzędu „zwycięstwa" Łukaszenki.
Ale dzisiaj dla takich ludzi jak pan nie ma miejsca na Białorusi. W 2021 roku musiał pan uciekać przed represjami. Czy to nie jest tak, że miejsce probiałoruskich elit dzisiaj zajmują zwolennicy „ruskiego miru”?
Rozmawiam z wieloma Białorusinami, którzy pozostają po drugiej stronie granicy. To zwykli ludzie, nie aktywiści. Mówią, że mało kto przechodzi do obozu Łukaszenki. Owszem, muszą pracować, wychowywać dzieci. To, że ludzie milczą, wcale nie oznacza, że się zgadzają z reżimem. Propagandzie nikt nie wierzy. Białoruś jest państwem internetowym. Mamy jeden z najlepszych dostępów do taniego i szybkiego internetu w całej Europie Środkowo-Wschodniej. To daje ogromne możliwości. Z Polski nadaje telewizja Biełsat, która stawia opór propagandzie Łukaszenki i Putina. Programy tej stacji są bardzo popularne, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach.
Minęły cztery lata, do przemian nie doszło, protestów brak, dyktator nadal rządzi. Czy to nie jest tak, że nawet Polska, która najbardziej od lat popiera Białorusinów, powoli traci wiarę w demokratyczną przyszłość tego kraju?
Niektórzy Polacy, których bardzo szanuję i znam od lat, pytają mnie, dlaczego Białorusini nie wychodzą na ulice i nie walczą o swoje prawa. Odpowiedź jest prosta. Państwo jest okupowane przez reżim Łukaszenki, który rządzi bezprawnie i jest wspierany przez Kreml. W warunkach okupacji nikt nie protestuje. Podczas okupacji hitlerowskiej Białorusi też nikt nie protestował na placach.