Niebiesko-żółte flagi, antyrosyjskie hasła i ukraińscy uchodźcy – w Pradze, podobnie jak w Warszawie, tocząca się w Ukrainie wojna jest wyraźnie widoczna. Inna skala i inny charakter konfliktu, ale agresja na Ukrainę przypomniała Czechom 1968 rok.
Jeszcze nigdy w rozmowach z czeskimi politykami ten motyw nie pojawiał się tak często. Traktowany przede wszystkim jako doświadczenie, które pozwala Czechom patrzeć bez złudzeń na imperium Putina i sceptycznie odnosić się do pojawiających się na Zachodzie pomysłów szukania za wszelką cenę dyplomatycznych sposobów zakończenia konfliktu.
W interesie wszystkich jest, żeby wojna jak najszybciej się zakończyła i żeby to Ukraina ją wygrała, nie Rosja
– Nie możemy sobie pozwolić na jakiekolwiek zmęczenie w sprawie Ukrainy. Konieczne jest przyspieszenie dostaw broni, pomoc humanitarna i powojenna odbudowa. To ostatnie musi być ściśle związane z integracją z UE – powiedział dziennikarzom europejskich mediów w Brukseli Jan Lipavský, minister spraw zagranicznych Czech. I to ma być priorytet czeskiego przewodnictwa w UE, które potrwa do końca roku.
Czechy są istotnym źródłem dostaw broni dla Ukrainy. Do tej pory wysłały sprzęt wartości ponad 150 mln dol., planują kolejne dostawy. Podobnie jak Polska czy inne państwa Europy Środkowowschodniej, dysponują ciągle wyposażeniem z czasów Układu Warszawskiego, które dla Ukraińców jest najłatwiejsze do wykorzystania. Ale zaczynają też wysyłać nowocześniejszy sprzęt i będą u siebie szkolić ukraińskich żołnierzy.