Władimir Putin wyróżnił Emmanuela Macrona. W piątek w trakcie godzinnej rozmowy telefonicznej to Francuz pierwszy usłyszał reakcję rosyjskiego przywódcy na odrzucenie dwa dni wcześniej przez Amerykę na piśmie postulatów Kremla, w tym gwarancji, że Ukraina nigdy nie znajdzie miejsca w NATO. Ale była to odpowiedź godna Pytii. Putin z jednej strony podkreślił, że „oczekiwania Rosji nie zostały spełnione”, ale z drugiej zapewnił, że „Moskwa nie ma agresywnych intencji” i jest „gotowa do kontynuacji dialogu”, w szczególności w Formacie Normandzkim.
Wybór Macrona nie jest zaskakujący, skoro z Putinem łączy go niezadowolenie z architektury bezpieczeństwa w Europie, w której decydujący głos należy do Stanów. Dwa tygodnie temu w Parlamencie Europejskim Francuz zapowiadał wręcz budowę „nowego systemu”, który Europejczycy przedstawią Moskwie. Jeśli jednak Kreml oczekiwał, że za tą zapowiedzią pójdą konkretne kroki Francji na rzecz rozbicia NATO, musiał spotkać go zawód. Dzień po rozmowie obu przywódców szef francuskiej dyplomacji Jean-Yves Le Drian oświadczył: „wszelkie naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy będzie miało dla Rosji porażające skutki. Moja niemiecka odpowiedniczka zapowiedziała: ani kroku więcej! Mogę tylko się pod tym podpisać”.
Zapasy krwi
Sam Macron ogłosił, że wysyła „setki żołnierzy” do Rumunii. To inicjatywa w kontrze do innego postulatu Putina: aby wojska alianckie wycofały się z krajów przyjętych do NATO po 1997 r. Francuz brał zresztą osobiście udział w opracowaniu pisemnej odpowiedzi, jaką równocześnie do tej amerykańskiej przesłał sojusz atlantycki. Zawartość obu jest identyczna. Francuzi podzielają ocenę Waszyngtonu, że Kreml nie tylko chce ograniczyć wpływy Stanów w Europie, ale wręcz wywrócić porządek, który zapewnia pokój od upadku muru berlińskiego. A to dla Paryża zdecydowanie za dużo.
Francuska inicjatywa wpisuje się w szerszy plan wzmocnienie flanki wschodniej NATO. W najbliższym czasie z Putinem będzie rozmawiał Boris Johnson. Brytyjski premier też zapowiedział, że wyśle odsiecz do Europy Środkowej. Z kolei Biden oświadczył, że amerykańskie posiłki pojawią się w naszym regionie „wkrótce”, choć „nie będzie ich zbyt dużo”. Co to w praktyce oznacza, nie wiadomo: Stany przyznały, że w tej chwili w Polsce znajduje się ok. 4 tys. amerykańskich żołnierzy, a więc mniej niż przed opisywanymi przez polskie władze jako przełomowe ustaleniami o wzmocnieniu obecności USA z poprzednią administracją (Fort Trump): dzięki nim liczba wojskowych miała wzrosnąć z 4,5 do 5,5 tys.
Czytaj więcej
Po otrzymaniu amerykańskiej i natowskiej odpowiedzi na swoje ultimatum na Kremlu opadają emocje i nikt już nie wzywa do wojny z Zachodem.