Starszy czarnoskóry mężczyzna z długą siwą brodą opowiada o jednym z najgorszych dni w swoim życiu: ataku gazowym. Był etiopskim żołnierzem i widział, jak chmura gazu bojowego pokrywała okopy na ich górskiej pozycji obronnej. Nie wspominał jednak wojny z lat 1935–1936, podczas której Cesarstwo Etiopii stawiało opór włoskiej inwazji. Mówił o wojnie koreańskiej z lat 1950–1953. Etiopia była jednym z krajów, który brał w niej udział. Cesarz Hajle Sellasje pamiętał, jak osamotniony był jego kraj podczas włoskiej inwazji. Pamiętał też, jak alianci go wyzwolili. Gdy wybuchła wojna na Półwyspie Koreańskim, nie miał więc żadnych wątpliwości: trzeba walczyć przeciwko złu i pomóc napadniętej Korei Południowej. Choć Etiopia dysponowała wówczas tylko dziesięcioma słabo uzbrojonymi batalionami, Hajle Sellasje postanowił wysłać do Korei jeden batalion, złożony głównie z żołnierzy elitarnej Gwardii Przybocznej. Ochotników do pójścia na wojnę było dużo więcej niż dostępnych miejsc. W kwietniu 1951 r. do portu Pusan dotarł więc etiopski batalion Kagnew (nazwany na cześć... konia, którego cesarz Menelik II dosiadał podczas zwycięskiej bitwy z Włochami pod Aduą w 1896 r.). Na zasadzie rotacji był on później zmieniany przez dwa kolejne bataliony. W szczytowym momencie w Korei służyło jednocześnie nawet 1600 Etiopczyków. Zyskali oni opinię zaciętych wojowników, którzy nigdy nie dawali się wrogowi wziąć do niewoli i nie zostawiali ciał swoich poległych. Etiopczycy byli częścią wielonarodowego kontyngentu sił Narodów Zjednoczonych w Korei.