Pluszowy miś baronessy

Parlament Europejski chce prawdziwej unijnej dyplomacji. Szykuje się na wojnę z Catherine Ashton.

Publikacja: 16.04.2010 04:15

Pluszowy miś baronessy

Foto: AFP

Projekt przygotowany przez Catherine Ashton jest nie do zaakceptowania – powiedział wczoraj Guy Verhofstadt, szef frakcji liberałów w Parlamencie Europejskim, w czasie spotkania z grupą dziennikarzy. Ten doświadczony polityk, były belgijski premier, jest jednym z dwóch parlamentarnych sprawozdawców oddelegowanych do negocjacji z Komisją Europejską w sprawie kształtu nowo tworzonej Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (ESDZ).

– Pani Ashton, w porozumieniu z ministrami spraw zagranicznych, chciała zrobić z unijnej dyplomacji pluszowego misia. A eurodeputowani chcą autentycznego niedźwiedzia, który jak trzeba, zaryczy i który będzie traktowany poważnie – mówi „Rz” Piotr Kaczyński, ekspert brukselskiego instytutu CEPS. Według niego niechęć ministrów spraw zagranicznych do ambitnej koncepcji unijnej dyplomacji to odzwierciedlenie korporacyjnego, a nie narodowego interesu. Chcą zachować jak najwięcej uprawnień dla biurokracji.

Verhofstadt działa w tandemie z Elmarem Brokiem, niemieckim chadekiem, wieloletnim szefem Komisji Spraw Zagranicznych PE. Obaj są zdeterminowani.

– Bez zgody PE niewiele da się zrobić – mówi Brok. I zapowiada blokowanie decyzji, dopóki Catherine Ashton, wysoka przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, nie pójdzie na ustępstwa. A wraz z nią Komisja Europejska i Rada Europejska.

Eurodeputowanym marzy się ambitna unijna dyplomacja. – ESDZ musi uzyskać wszelkie kompetencje dotyczące działań zewnętrznych. Nie tylko sprawy dyplomatyczne i militarne, ale też politykę rozwojową, pomoc humanitarną, politykę sąsiedztwa – uważa Brok. Według niego podział, którego dokonała Ashton, jest sztuczny i będzie prowadził do nieporozumień. Chce ona zabrać tylko część urzędników i część kompetencji z Komisji Europejskiej do unijnej dyplomacji. Verhofstadt i Brok uważają, że jeśli powstaną polityczne struktury, szybciej dojdzie do powstania prawdziwej wspólnej polityki zagranicznej Unii Europejskiej.

Parlament ma dużo do powiedzenia. Co prawda w podstawowej sprawie organizacji nowej służby przysługuje mu jedynie prawo do wydania niezobowiązującej opinii, ale musi zaakceptować przepisy dotyczące zatrudniania urzędników nowej służby oraz zasad jej finansowania. Już zapowiada, że wykorzysta ten instrument do walki o bardziej ambitną dyplomację.

– Traktujemy różne przepisy w różnych komisjach parlamentarnych jako jedną całość. Dopóki wszystko nie jest uzgodnione, dopóty nic nie jest uzgodnione – powiedział Verhofstadt.

Elmar Brok zaapelował o poważne potraktowanie postulatów eurodeputowanych i wciągnięcie ich w proces konsultacji. Po wejściu w życie traktatu lizbońskiego PE ma dużo więcej do powiedzenia. – Ministrowie zachowują się tak, jakby nie czytali traktatu – powiedział Brok.

Z tego sporu mogą płynąć korzyści dla Polski. Bo w PE coraz częściej się mówi o postulacie równowagi geograficznej.

– Sądzę, że nowe państwa członkowskie powinny mieć pierwszeństwo przy zatrudnianiu. To nie stanie się od razu, ale stopniowo, w ciągu kilku lat – powiedział „Rz” Elmar Brok. Według niego można stosować takie metody jak po rozszerzeniu Unii w Komisji Europejskiej, gdy przez kilka lat nowe państwa członkowskie miały zapewnione kwoty narodowe.

O taki zapis w dokumentach PE zabiega Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO. Chciał przekonać Broka do mechanizmu zbliżonego do tego zastosowanego przy zatrudnianiu w Komisji. Brok jest przychylny takiemu rozwiązaniu. Zresztą nie tylko on. Jak się nieoficjalnie dowiadujemy, za wprowadzeniem mechanizmu uniemożliwiającego dominację dyplomatów z dużych starych państw Unii opowiadają się także Zieloni.

O równowadze geograficznej publicznie mówił też Jerzy Buzek, przewodniczący Parlamentu Europejskiego. Jak przekonuje jego rzeczniczka, nie jest on osamotniony.

– Ten postulat znajduje coraz większe zrozumienie w grupach politycznych. Chodzi zarówno o obecność nowych państw Unii, jak i o odpowiednią reprezentację dla mniejszych państw członkowskich – powiedziała „Rz” Inga Rosińska.

Zdaniem ekspertów determinacja eurodeputowanych musi zostać potraktowana poważnie.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki [mail=a.slojewska@rp.pl]a.slojewska@rp.pl[/mail]

Projekt przygotowany przez Catherine Ashton jest nie do zaakceptowania – powiedział wczoraj Guy Verhofstadt, szef frakcji liberałów w Parlamencie Europejskim, w czasie spotkania z grupą dziennikarzy. Ten doświadczony polityk, były belgijski premier, jest jednym z dwóch parlamentarnych sprawozdawców oddelegowanych do negocjacji z Komisją Europejską w sprawie kształtu nowo tworzonej Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (ESDZ).

– Pani Ashton, w porozumieniu z ministrami spraw zagranicznych, chciała zrobić z unijnej dyplomacji pluszowego misia. A eurodeputowani chcą autentycznego niedźwiedzia, który jak trzeba, zaryczy i który będzie traktowany poważnie – mówi „Rz” Piotr Kaczyński, ekspert brukselskiego instytutu CEPS. Według niego niechęć ministrów spraw zagranicznych do ambitnej koncepcji unijnej dyplomacji to odzwierciedlenie korporacyjnego, a nie narodowego interesu. Chcą zachować jak najwięcej uprawnień dla biurokracji.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1157
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1156
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1155
Świat
Ukraina: Kto może zastąpić pomoc wywiadowczą USA i Starlinki Muska?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1154