Do incydentu doszło w niedzielę około godz. 15 czasu polskiego. Kolumna prezydencka zbliżała się do wioski Achałgori, która po sierpniowej wojnie rosyjsko-gruzińskiej znalazła się w utworzonej przez Rosjan strefie buforowej. Zgodnie z porozumieniem pokojowym rosyjscy żołnierze nie mieli prawa być na tym terenie. Prezydent Lech Kaczyński na prośbę gruzińskiego przywódcy Micheila Saakaszwilego postanowił sprawdzić, czy Rosja przestrzega warunków porozumienia.
– Podjechaliśmy do wioski, gdy zapadł zmrok. Nagle z posterunku kontrolnego jakieś 100 metrów przed nami padły strzały. Usłyszeliśmy serię, potem drugą i chyba trzecią – opowiada Andrzej Kremer, wiceminister spraw zagranicznych. Podczas incydentu nikt nie ucierpiał. Kolumna zawróciła do Tbilisi.
Biuro Bezpieczeństwa Narodowego wszczęło dochodzenie, które ma wyjaśnić, czy żołnierze strzelali na postrach w powietrze czy w stronę kolumny. Nie jest nawet do końca jasne, kto strzelał. Część świadków oskarża żołnierzy separatystycznej Osetii Południowej. Polski prezydent jest przekonany, że ogień otworzyli Rosjanie.
Władze w Moskwie stanowczo jednak temu zaprzeczają. Osetyjskie KGB twierdzi zaś, że kolumny prezydenckiej nie przepuścili właśnie pogranicznicy Osetii Południowej. – Nie ma znaczenia, kto strzelał, bo w tak ważnym miejscu do incydentu musiało dojść za wiedzą i zgodą Rosji. Był to sygnał ostrzegawczy, aby się wszyscy trzymali z daleka od Osetii – mówi David Kolbaia, kierownik Seminarium Kaukaskiego Uniwersytetu Warszawskiego. – Jeżeli się okaże, że Rosja maczała w tym palce, UE powinna się zastanowić, czy wznowić rozmowy o współpracy z Rosją – przekonuje były szef MSZ Adam Rotfeld.
– Ten incydent pokazuje, jak kruche jest zawieszenie broni – uważa zaś rosyjski analityk Paweł Felgengauer i ostrzega, że jeśli wspólnota międzynarodowa nie zacznie działać, najpóźniej w kwietniu wojna o Osetię wybuchnie ponownie.