Równowagę między barwami politycznymi i krajami usiłuje się zachowywać w UE
– Europa nie ma wiecznego prawa do stanowiska szefa MFW i wcale nie jest powiedziane, że je dostanie. Szczególnie teraz, gdy tkwi w kryzysie i trzeba na nią płacić – uważa Gros.
Podział władzy pomiędzy Amerykę i Europę jest również tradycją w NATO. Z tego prostego powodu, że to sojusz północnoatlantycki, a więc geograficznie ograniczony. Tradycyjnie wojskowym szefem NATO jest Amerykanin, bo to USA są potęgą wojskową i najwięcej wpłacają do wspólnego budżetu. Obecnie funkcję tę sprawuje admirał James Stavridis. Na czele struktur cywilnych stoi natomiast nie-Amerykanin. W praktyce od zawsze oznaczało to Europejczyka, obecnie sekretarzem generalnym NATO jest Anders Fogh Rasmussen, były duński premier. Ale warto pamiętać, że w rozgrywce o to stanowisko konkurentem Rasmussena był nie tylko inny Europejczyk Radosław Sikorski, ale również kanadyjski minister obrony Peter MacKay.
W największej światowej organizacji – ONZ – obowiązuje zasada regionalna. Po dwie kadencje z rzędu dostają kolejne części świata. Teraz sekretarzem generalnym jest Ban Ki Mun, Koreańczyk z Południa, reprezentujący Azję. Przed nim na czele ONZ stali Afrykanie, wcześniej Peruwiańczyk. Wszystko wskazuje na to, że pod koniec roku kadencja Koreańczyka zostanie przedłużona na kolejnych pięć lat. Potem przyjdzie kolej na Europę. Jak jednak zauważa Richard Gowan, ekspert European Council for Foreign Relations, prawdziwa władza w ONZ jest gdzie indziej i sprawują ją Amerykanie pospołu z Europejczykami.
– Szefem sił pokojowych jest zawsze Francuz, na czele komitetów politycznych i strategicznych stoją Amerykanie i Brytyjczycy, za finanse odpowiada Niemiec – wylicza Gowan. Według niego o zmianie będzie można mówić, jeśli takie kraje jak Chiny i Indie zażądają dla siebie wysokich stanowisk wykonawczych w zamian za poparcie dla Ban Ki Muna na drugą kadencję.
Arytmetyka nie zawsze się sprawdza
W innych międzynarodowych instytucjach dobór władz jest efektem bieżącej arytmetyki. Szczególnie widać to w UE, gdzie próbuje się zachować równowagę między kierunkami geograficznymi i barwami politycznymi. O tym, że nie zawsze metoda ważenia i mierzenia się sprawdza, przekonuje przykład Catherine Ashton, szefowej nowej Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych, powszechnie krytykowanej za chaos i niedecyzyjność. Spełnia ona trzy ważne kryteria. Jest kobietą (co najmniej jedna była potrzebna na zdominowanych przez mężczyzn szczytach władzy w UE), socjalistką, co ma tworzyć równowagę dla wywodzących się z chadecji José Barroso, szefa Komisji Europejskiej, i Hermana Van Rompuya, szefa Rady Europejskiej. No i jeszcze Brytyjką, a żadnego innego przedstawiciela tego kraju nie ma i w ostatnich latach nie było na najwyższych stanowiskach w UE.