Generał Chalifa Haftar, stojący na czele Libijskiej Armii Narodowej (wbrew nazwie nie reprezentuje całego narodu, lecz konkurencyjny rząd w Tobruku), ogłosił w sobotę zdobycie międzynarodowego lotnisko pod Trypolisem. Nie zamierza na tym skończyć. W sobotę jego armia wkroczyła na przedmieścia stolicy. W niedzielę była już blisko centrum. Dyplomatów, żołnierzy i agentów służb specjalnych ewakuowały Stany Zjednoczone. Ministerstwo Zdrowia mówiło w niedzielę o co najmniej 21 zabitych.
Rada Bezpieczeństwa ONZ wezwała armię Haftara do „całkowitego wstrzymania działań militarnych". Nieoczekiwanie oświadczeniu nie sprzeciwiła się mająca w radzie prawo weta Rosja, która wspiera Haftara (odwiedzał on kilkakrotnie Moskwę). Najważniejszym sojusznikiem generała jest sąsiadujący z Libią od wschodu Egipt, gdzie w sobotę wizytę składał szef rosyjskiego MSZ. W piątek rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow zapewniał, że Moskwa nie ma nic wspólnego z ofensywą na stolicę.
W Trypolisie ma siedzibę jeden z dwóch rządów (zwany rządem zgody narodowej) i jedyny uznawany przez ONZ. Kontroluje jednak niewielkie terytorium. Drugi, nieuznawany rząd z Tobruku, ma prawie całą resztą. Od początku roku armia Haftara odbiła dla niego znaczne tereny na południu, ma już prawie wszystkie pola naftowe w kraju.
Eksperci podejrzewają, że Haftar zamierza zdobyć władzę porównywalną do tej Muammara Kaddafiego (dyktatora obalonego w 2011 r.) Już parę razy plotkowano, że nie żyje – ma 76 lat. Pół wieku temu współpracował z Kaddafim, ale ich drogi się rozeszły. Do 2011 r. mieszkał w USA, wrócił do ojczyzny, gdy wybuchła rewolucja, podejrzewano nawet, że wysłała go CIA. To nie z Ameryką jednak współpracuje. —j.h.