Rada Miasta zdecydowała o tymczasowym powierzeniu kontroli nad większością funduszy obecnemu wiceburmistrzowi Normowi Kelly, zabierają Robowi Fordowi także znaczną część jego kompetencji.
Oskarżony wstrzymał się od głosowania, ale decyzje władz miasta nazwał "wojną" i dążeniem do zamachu stanu. - To co się tutaj dzisiaj dzieje to nie demokracja, to dyktatura - komentował. Jak dodał, tego rodzaju działania "to znak dla wszystkich, którzy poparli go w ostatnich wyborach, że ich głos się nie liczy". - Przyznałem się do błędów(...) nie zamierzam siedzieć tutaj i dalej przepraszać - tłumaczył po zebraniu Rady Miasta.
Rada nie może odwołać burmistrza ze stanowiska, jeśli nie zostanie on skazany prawomocnym wyrokiem. Jeden z dawnych sojuszników Forda, radny Denzil Minnan-Wong krytykuje jednak działania burmistrza, nazywając go "najgorszym rzecznikiem Toronto od lat".
Pomimo trwającego skandalu burmistrz nie unika jednak kontaktów z mediami. Daje wywiady amerykańskim mediom, a także aktywnie uczestniczy w życiu miasta m.in. nie zważając na sugestie Kanadyjskiej Ligi Footballu pojawił się meczu Toronto Argonauts.
W rozmowie z dziennikarzem Fox News, Ford podkreślił też, że chociaż "pił za dużo" to radzi sobie z tym problemem. - Szukam profesjonalnej pomocy, nie jestem alkoholikiem ani narkomanem - mówił. Polityk tłumaczył też, że jako człowiek popełnia błedy i przepraszam. - Tak, któregoś dnia będę kandydować na premiera - dodał.