Wojna o burmistrza Toronto

Podczas poniedziałkowych obrad, Rada Miasta odebrała burmistrzowi Robowi Fordowi większość uprawnień i przekazała władze w ręce wiceburmistrza. Pomimo presji społecznej, skompromitowany mer miasta odmawia jednak rezygnacji ze stanowiska, a ataki nazywa "zamachem stanu"

Publikacja: 19.11.2013 06:32

Rob Ford

Rob Ford

Foto: AFP

Rada Miasta zdecydowała o tymczasowym powierzeniu kontroli nad większością funduszy obecnemu wiceburmistrzowi Normowi Kelly, zabierają Robowi Fordowi także znaczną część jego kompetencji.

Oskarżony wstrzymał się od głosowania, ale decyzje władz miasta nazwał "wojną" i dążeniem do zamachu stanu. - To co się tutaj dzisiaj dzieje to nie demokracja, to dyktatura - komentował. Jak dodał, tego rodzaju działania "to znak dla wszystkich, którzy poparli go w ostatnich wyborach, że ich głos się nie liczy". - Przyznałem się do błędów(...) nie zamierzam siedzieć tutaj i dalej przepraszać - tłumaczył po zebraniu Rady Miasta.

Rada nie może odwołać burmistrza ze stanowiska, jeśli nie zostanie on skazany prawomocnym wyrokiem. Jeden z dawnych sojuszników Forda, radny Denzil Minnan-Wong krytykuje jednak działania burmistrza, nazywając go "najgorszym rzecznikiem Toronto od lat".

Pomimo trwającego skandalu burmistrz nie unika jednak kontaktów z mediami. Daje wywiady amerykańskim mediom, a także aktywnie uczestniczy w życiu miasta m.in. nie zważając na sugestie Kanadyjskiej Ligi Footballu pojawił się meczu Toronto Argonauts.

W rozmowie z dziennikarzem Fox News, Ford podkreślił też, że chociaż "pił za  dużo" to radzi sobie z tym problemem. - Szukam profesjonalnej pomocy, nie jestem alkoholikiem ani narkomanem - mówił. Polityk tłumaczył też, że jako człowiek popełnia błedy i przepraszam. - Tak, któregoś dnia będę kandydować na premiera - dodał.

Ford jest burmistrzem Toronto od trzech lat. Wygrał wybory głównie głosami tzw. Ford Nation (narodu Forda), czyli mieszkańców konserwatywnych przedmieść i mniej zamożnych torontończyków. Następne wybory burmistrza odbędą się za rok.

Sprawa podejrzeń o alkoholowe i narkotykowe problemy burmistrza największego kanadyjskiego miasta zaczęła się w maju tego roku, ale od początku listopada przybrała na sile. Konserwatywny burmistrz przyznał się kilka dni temu, że palił crack w czasie pełnienia swojego urzędu i prowadził samochód po pijanemu. W wypowiedziach publicznych zaczął używać języka, który nie pojawia się nigdy w kanadyjskiej polityce. Za wszystko przepraszał, ale tracił poparcie tych radnych, którzy dotychczas opowiadali się za jego programem. Radni wezwali Forda w minioną środę do zawieszenia pełnienia obowiązków.

Rada Miasta zdecydowała o tymczasowym powierzeniu kontroli nad większością funduszy obecnemu wiceburmistrzowi Normowi Kelly, zabierają Robowi Fordowi także znaczną część jego kompetencji.

Oskarżony wstrzymał się od głosowania, ale decyzje władz miasta nazwał "wojną" i dążeniem do zamachu stanu. - To co się tutaj dzisiaj dzieje to nie demokracja, to dyktatura - komentował. Jak dodał, tego rodzaju działania "to znak dla wszystkich, którzy poparli go w ostatnich wyborach, że ich głos się nie liczy". - Przyznałem się do błędów(...) nie zamierzam siedzieć tutaj i dalej przepraszać - tłumaczył po zebraniu Rady Miasta.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1006
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1005
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1003
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1002
Materiał Promocyjny
Kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi!
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1001