Zgodnie z wynikami sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej" respondenci obawiają się recesji i stagnacji (po ok. 27 proc.), a tylko jedna trzecia badanych – 34 proc., wierzy, że czeka nas w 2020 r. czas prosperity i rozwoju gospodarczego.
Obawy te pojawiają się od pewnego czasu w wielu badaniach socjologicznych i sondażach, które analizują nastroje społeczne. Nic dziwnego – od wyników ekonomicznych bezpośrednio zależy stan naszego portfela. Im bardziej natomiast portfel ten uzależniony jest od wypłat z kasy państwa, tym większy wpływ na poziom zamożności ma prowadzona przez rząd polityka. I choć widmo braku środków budżetowych na wypłatę 500+ nie jest na razie realistyczne, to strach przed kryzysem wydaje się całkiem realny.
Kto obawia się go najbardziej? Ze struktury odpowiedzi wynika, że większymi pesymistkami są kobiety: w perspektywę rozwoju wierzy 29 proc. pań, a panów – aż 40 proc. W czarnych barwach widzą też sytuację ludzie młodzi, szczególnie ci, którzy zderzyli się już z gospodarczą rzeczywistością i mają za sobą poszukiwanie pierwszej pracy czy konieczność samodzielnego utrzymywania się. Aż 86 proc. badanych w tej grupie wskazuje, że czeka nas stagnacja lub recesja. I tylko 12 proc. z nich wierzy w rozwój gospodarczy w roku 2020. Co ciekawe, zupełnie inny nastrój wykazują najmłodsi dorośli obywatele: w przedziale 18–24 lata aż 55 proc. widzi przyszłość gospodarczą optymistycznie i liczy na rozwój.
Jeśli chodzi o zależność opinii od miejsca zamieszkania, największymi pesymistami są mieszkańcy wielkich metropolii. 78 proc z nich wskazuje, że w 2020 r. w gospodarce czekają nas zjawiska negatywne. Największa natomiast grupa osób wierzących w perspektywę rozwoju mieszka na wsi – 41 proc.