Sztuka
Stanisław Fijałkowski był uczniem Władysława Strzemińskiego. Jest jednym z najwybitniejszych współczesnych polskich malarzy. Prace Stanisława Fijałkowskiego były prezentowane na blisko 700 wystawach krajowych i zagranicznych. Artysta reprezentował Polskę na Biennale w Sao Paulo (1969) i na Biennale w Wenecji (1972). W roku 1977 wyróżniono go Nagrodą im. Cypriana Norwida, a w 1990 uhonorowany został prestiżową Nagrodą im. Jana Cybisa.
Na łódzkiej wystawie zaprezentowanych zostanie 18 akrylowych prac na płótnie oraz grafik komputerowych, które powstały w ciągu ostatniego półrocza. Na pytanie, czy ważniejsze jest dla niego malarstwo czy grafika, odpowiadał w jednym z wywiadów: „Nie jest to ważne rozróżnienie. Dobre grafiki robili przeważnie dobrzy malarze. Uważam się za malarza – ale grafika jest mi potrzebna, aby w innej niż malarstwo technice wypróbować tę samą myśl, by pokonać inne trudności”.
– Przez ostatnie lata profesor pracował na komputerze – wyjaśnia Wojciech Leder, jego uczeń i zarazem kurator wystawy. – Profesor coraz gorzej widzi. Trochę tak jak Beethoven, który pod koniec życia komponował, nie słysząc dźwięków, ale mając ich doskonałe wyobrażenie. Podobnie Stanisław Fijałkowski – nie wszystkie kolory widzi i nie wszystkie kształty, ale ma ich wyobrażenie, pamięć. Asystuję mu – nazywam się pantografem, który ułatwia profesorowi warsztatową rzeczywistość, m.in. mieszam farby. Prosi mnie, żebym dobrał jakiś kolor – na przykład błękit ceruleum złamany odrobiną sieny palonej. Mieszam więc zgodnie ze wskazaniami, pokazuję efekt profesorowi. Potem na płótnie okazuje się, że wszystko idealnie pasuje.
– To bardzo wyjątkowy proces twórczy, w czasie którego profesor komponuje jakościami wyobrażeniowymi – kształty, kolory i formę plastyczną – kontynuuje Wojciech Leder. – Te prace są bardzo intensywne, żywe i jednocześnie tak „fijałkowskie”, że nie sposób pomylić ich z innym autorem – wciąż są te same kolory, kształty i gesty. Profesor podkreśla, że najważniejszy jest „nerw w ręce”. On całe życie twórcze bardzo intensywnie pracował jako grafik i malarz. Słuchał muzyki, pisał – zresztą ciągle pisze swój raptularz. Takich ludzi jak on nie ma już dziś zbyt wielu.