Przepełnione klasy, nowi nauczyciele, bo część grona pedagogicznego w czasie wakacji odeszła, lekcje niekiedy od 7.00 rano do 16.00, a czasami też w soboty, brak nauczycieli kluczowych przedmiotów – dzieci w poniedziałek rozpoczęły nowy rok szkolny. I od razu rodzice zaczęli się zastanawiać, gdzie dziecku załatwić korepetycje z matematyki i lekcje języka obcego. I czy podwyższone do 800 zł świadczenie na to wystarczy.
I tu nagle pojawia się premier Mateusz Morawiecki, który na profilu w mediach społecznościowych umieszcza zdjęcie swojego dziecka przed budynkiem szkoły. Córka będzie się uczyła w szkole prowadzonej przez Siostry Nazaretanki w Warszawie.
Czytaj więcej
Chwalenie się przez premiera Mateusza Morawieckiego drogą prywatną szkołą, do której chodzi jego córka, uderza w wiarygodność jego partii twierdzącej, że wypowiada się w interesie zwykłych, mniej zamożnych Polaków.
Duma ojca z dziecka to normalna sprawa. Nie tylko premier wrzucił do sieci zdjęcie ze szkoły. W poniedziałek internet zalany był podobnymi fotografiami. Ale dlaczego Mateusz Morawiecki, premier rządu, który przecież też odpowiada za edukację, zdecydował się wysłać dziecko do elitarnej szkoły, w której czesne, w zależności od tego, czy jest to szkoła podstawowa, czy średnia, waha się między 13 a 28 tys. zł? Czyżby publiczna szkoła była zbyt słaba dla premierówny?
Rolą rodziców jest to, by pokierować dzieckiem tak, by uczyło się w najlepszej szkole. Dlatego też coraz więcej osób w Polsce decyduje się jednak na szkoły niepubliczne. Dane pokazują, że w roku szkolnym 2019/2020 do szkół niepublicznych uczęszczały 254 758 dzieci. W ubiegłym roku liczba ta wzrosła do 318 717 osób. Rodzice mówią, że wybierają takie szkoły, bo mogą w nich liczyć na lepszą kadrę i przyjaźniejsze plany lekcji. Mają nadzieję, że kluczowych przedmiotów będą uczyć specjaliści, a na lekcje matematyki w ramach zastępstwa przez pół roku nie będzie przychodził pan od WF-u. W wielu szkołach mogą liczyć na to, że w razie zaległości nauczyciele postarają się pomóc im je nadrobić. I nie trzeba będzie biegać na korki, które nie tylko słono kosztują, ale także zajmują czas, który mógłby być przeznaczony na hobby, odpoczynek czy dla rodziny.