Uważam, że jest to kompletne nieporozumienie, kiedy sądy mają orzekać o tak subtelnych i zawiłych sprawach jak szkody wyrządzone opozycji czy jej uczestnikom. Bardzo często jest to nie do ustalenia. Czasami zupełnie banalna i niemająca większego znaczenia informacja, np. że ktoś był gdzieś w czerwonym swetrze, pozwalała uwiarygodnić wszechwiedzę śledczego i spowodować załamanie osoby przesłuchiwanej. Kto jest w stanie jednoznacznie to stwierdzić?!
Poza tym powszechna uwaga, w tym również sądu, koncentruje się na tym, co istotnego agenci swoimi donosami wynieśli z opozycji. Zupełnie zapomina się o tym, co do opozycji wnieśli. A przecież wcale nie mniej ważnym zadaniem SB była dezinformacja i dezintegracja środowisk opozycyjnych. Szczucie jednych na drugich, budzenie podejrzeń, tysiące plotek krążących w niedoinformowanym społeczeństwie, rozpuszczanych przy pomocy agentów SB, to chleb powszedni PRL.
Chyba każdy dostatecznie krytyczny opozycjonista jest w stanie przypomnieć sobie, że sam uczestniczył w rozprzestrzenianiu jakiejś informacji, która następnie okazała się nieprawdziwa. Najczęściej pochodziła od agenta lub ludzi z nim zaprzyjaźnionych, a jej cel był jeden – podważenie zaufania, obniżenie morale, dezintegracja ruchu. Ciekawe, jak SN wyobraża sobie dochodzenie szkodliwości takich działań.
Obawiam się, że nawet profesjonalny IPN będzie miał trudności z podjęciem badań na temat prowadzenia przez SB akcji dezinformacji i dezintegracji środowisk opozycyjnych. Bardzo do tego trudu zachęcam. Badania takie mogłyby rzucić nowe światło na to, dlaczego dawna opozycja jest skłócona.
Wszystko to piszę dlatego, że coraz częściej pojawia się argument, iż wyrok sądu lustracyjnego przeczy ustaleniom IPN. Nie zamierzam krytykować wyroków sądu, bo większości spraw, które toczyły się przy zamkniętych drzwiach, nie znam, a jedyna sprawa, pani prof. Zyty Gilowskiej, była prowadzona z kompetencją, wnikliwością i obiektywizmem przynoszącym chlubę zespołowi orzekającemu.
Chciałem jedynie zwrócić uwagę na szczupłość materiałów udostępnianych rzecznikowi interesu publicznego i ograniczone możliwości zespołu, którym dysponował. Warto również przypomnieć, że sąd orzeka w warunkach domniemania niewinności oskarżonego. Tak więc prawda wyroku sądowego i prawda badań naukowych to dwie zupełnie różne i nieporównywalne prawdy. Sąd, jeśli nie ma 100 proc. pewności winy, powinien orzec uniewinnienie. Badacz ma prawo przyjąć wersję dla niego bardziej prawdopodobną i nie wyrok sądowy, lecz rezultaty osiągnięte przez innego badacza, mogą tę wersję podważyć.
Nie próbujmy więc ograniczać badań naukowych wyrokami sądowymi, bo czasy, gdy sądy orzekały, czy Ziemia kręci się wokół Słońca czy na odwrót, minęły już bardzo dawno. Nie próbujmy również zastępować argumentów merytorycznych inwektywą, bo ta w niczym nie przybliża nas do prawdy, lecz bardzo zubaża kulturę codziennego obcowania.
Co do nowelizacji ustawy lustracyjnej i ustawy o IPN, to po masakrze dokonanej przez Trybunał Konstytucyjny wymagają one niewątpliwie zwiększenia ich spójności. Tyle że obawiam się, iż w warunkach walki partyjnej i sporów personalnych dominujących działalność parlamentu nie uda się uzyskać pozytywnych rezultatów.
Autor jest politykiem PiS, jedynym senatorem sprawującym urząd nieprzerwanie od 1989 roku. W czasach PRL działał w Komitecie Obrony Robotników, zajmując się między innymi pomocą dla represjonowanych. Na przełomie 1979/1980 był współzałożycielem Komitetu Helsińskiego w Polsce