PLL LOT złożyły do sądu w Seattle w USA pozew przeciwko firmie Boeing, domagając się odszkodowania nie mniejszego niż 1 mld zł (250 mln USD) za wady projektowe w samolotach 737 MAX, które doprowadziły do ich uziemienia. Doszło do tego po dwóch wypadkach: w Indonezji w październiku 2018 r. i Etiopii w marcu 2019 r. Łącznie zginęło w nich 346 osób. Do marca 2021 r. maszyny tego typu były wyłączone z eksploatacji. LOT był zmuszony do zastąpienia pięciu posiadanych MAX i dziesięciu samolotów niedostarczonych w terminie przez uziemienie samolotami wyleasingowanymi awaryjnie, co zwiększyło koszty przewoźnika.
Pytamy prawników, jakie szanse ma ta akcja procesowa LOT-u. Wszyscy oni są zgodni, że to trudne zadanie, ale będą je wykonywać amerykańscy prawnicy, i nawet gdy wezmą 3 mln USD (600 za godzinę pracy), to i tak niewiele w stosunku do żądanego odszkodowania.
Czytaj więcej:
– Powodzenie pozwu będzie zależało od treści umowy leasingu samolotów. Skoro stronom nie udało się osiągnąć ugody mimo wielomiesięcznych negocjacji, gdy niektórzy inni przewoźnicy uzyskali kompensatę, to może roszczenie LOT-u ma słabsze podstawy prawne, są np. różne postanowienia umowne wyłączające odpowiedzialność. W każdym przypadku dochodzenie roszczeń w USA jest dodatkowym wyzwaniem oraz wiąże się ze znacznymi kosztami, tym bardziej że w Stanach Zjednoczonych co do zasady każda ze stron ponosi swoje koszty reprezentacji prawnej – wskazuje dr Marcin Ciemiński, adwokat, partner, Clifford Chance.
– Szkoda, że umowa nie przewidywała arbitrażu dla takich sporów, i to w neutralnym miejscu, bo w Seattle na tak poważną rodzimą firmę zapewne patrzy się życzliwie – wskazuje adwokat Piotr Nowaczyk, znany sędzia arbitrażu. – Przed arbitrażem mogłaby LOT reprezentować Prokuratoria Generalna RP (dlatego że w PLL LOT Skarb Państwa posiada 69,30 proc. udziałów), a do występowania przed amerykańskim sądem przewoźnik musi wynająć dobrą amerykańską firmę i nie wiadomo, czy ma szansę na zwrot kosztów procesu nawet po wygranej.