Obaj znaleźli się tam na zaproszenie działacza klubu, oskarżonego w głośnym śledztwie o nadużycia finansowe.
Prokurator twierdzi, że do spotkania w loży doszło przypadkiem. Utrzymuje, że działacza klubu poznał kilka lat wcześniej i nie jest jego znajomym, że nie był na spotkaniu z tymi osobami, a jedynie w tej samej loży... Nie można więc - twierdzi - wysuwać na tej podstawie daleko idących wniosków.
Jednak każdemu dorosłemu człowiekowi musi nasunąć się proste pytanie: czy takie tłumaczenia to bajka czy naiwność?
Ile razy to słyszymy w podobnych sytuacjach: czy chodzi o spotkania sędziego ze sprawy Amber Gold w lożach dla VIP-ów, czy spotkania wpływowych polityków na cmentarzu. Zawsze są to przypadki.
W tej sprawie są dwie możliwości. Pierwsza, bardziej obciążająca wszystkich uczestników spotkania, że chcieli porozmawiać na tematy związane z wpływami prokuratora (bo przecież nie o meczu), w myśl zasady, że pod latarnią jest najciemniej (zresztą loża nie była monitorowana). Wtedy mamy przestępstwo.