Chodzi o projekt rozporządzenia Rady zmieniającego rozporządzenie (UE, Euratom) 2020/2093 określające wieloletnie ramy finansowe na lata 2021–2027.
Przyjmując budżet unijny na lata 2021–2027, zadeklarowano, że zostaną wprowadzone nowe zasoby własne UE, które pozwolą na spłatę Funduszu Odbudowy. Najnowszy projekt jest realizacją tej zapowiedzi.
Potrzebują Polski
Rozumowanie autorów pomysłu (nie tylko Zbigniew Ziobro aspiruje do jego autorstwa) jest takie, że wieloletnie ramy nie przewidują zabezpieczenia na spłatę Funduszu Odbudowy, a kolejne ramy, które będą przyjmowane w 2027 r., muszą mieć już takie środki. Jednak rynki finansowe chcą mieć wcześniej gwarancje, dlatego Bruksela proponuje, by spłatę zacząć od 2024 r. (15 mld euro rocznie). UE zależy też na tym, że gdyby przeciągały się negocjacje kolejnej siedmiolatki, budżet w 2028 r. i kolejnych latach byłby wykonywany na budżecie z 2027. Takie rozwiązanie daje rynkom finansowych pewną gwarancję na spłatę FO, nawet gdyby w przyszłości ktoś wetował budżet. I to ma być okazja dla Polski, ponieważ bez zgody Polski cała koncepcja FO się posypie.
Polska nie ma z tego instrumentu wypłacanych funduszy, a KE proponuje w nowym rozporządzeniu, by pieniądze z systemu rozliczeń (ETS), na którym traci najwięcej Polska, trafiały w części bezpośrednio do budżetu UE. Oznacza to, że UE chce, żeby Polacy, płacąc gigantyczne ceny za prąd, płacili za Fundusz Odbudowy dla innych krajów UE, pomimo że sami z niego nie korzystają. Dlatego MS zaproponowało w konsultacjach rządowych twardą deklarację Polski o zawetowaniu tej propozycji, dopóki nie zostaną Polsce wypłacone należne pieniądze oraz zakończą się negocjacje w sprawie FitFor55 uwzględniające przyjmowanie pakietu drogą jednomyślności – mówi „Rz" Sebastian Kaleta, wiceminister sprawiedliwości.
Czytaj więcej
Izba Dyscyplinarna może zostać zlikwidowana – uważa Zbigniew Ziobro, prokurator generalny, minister sprawiedliwości, lider Solidarnej Polski.