Rz: Skąd się u pani wzięła zumba?
Marta Babiak: Już jako dziecko ćwiczyłam taniec towarzyski. Brałam udział nawet w amatorskich konkursach. Potem miałam kontuzję. Wiedziałam, że zawodowo tańca trenować już nie będę mogła, ale na studiach do tańczenia wróciłam. Stąd blisko już do zumby. Trafiłam na nią tuż po obronie pracy magisterskiej, jeszcze przed egzaminem na aplikację. Poczułam, że to coś dla mnie. Wówczas zumba dopiero wkraczała do Polski. Mało kto o niej słyszał. Po pierwszych zajęciach prowadząca zapytała, czy ktoś chciałby zrobić kurs instruktora. Zgłosiłam się bez wahania.
Co to w ogóle jest zumba?
To fuzja aerobiku i tańca inspirowana latynoskimi rytmami. Wykorzystujemy taką muzykę, jak merengue, salsa, cumbia, reggaeton, flamenco, samba, taniec brzucha, cha-cha, rumba, twist i wiele innych. Do każdej piosenki jest tworzona osobna, niezmienna choreografia. Musi być na tyle prosta, by po kilku powtórzeniach piosenki można było ją powtórzyć. Na zajęciach nie odczuwa się, że się ćwiczy. Ludzie się przede wszystkim bawią. Uczestniczki mówią, że na fitnessie między kolejnymi brzuszkami zerkają z niecierpliwością na zegarek. Na zumbie tego nie ma. Wychodzą z sali zlane potem, spaliwszy nawet 600–800 kalorii. W zumbie chodzi o to, by się powygłupiać, potańczyć, poskakać i pokrzyczeć.
Czy to się nie kłóci z powagą zawodu radcy prawnego?