Ten turniej był porażką myśli i triumfem ducha. Nasza reprezentacja nie zdążyła dojrzeć do wymagań, jakie zaprojektował jej Paulo Sousa, ale pokazała też, że choć można ją łatwo zranić, to nigdy nie da się złamać. Biało-Czerwoni we wszystkich trzech meczach odrabiali straty.
Spotkanie Polska – Szwecja było starciem drużyn z różnych biegunów piłkarskiego świata. Szwedzi pokazali się jako zespół, który dopracował swój pomył na grę do perfekcji. Polacy dopiero aspirują, żeby ten styl mieć.
Sousa jest alchemikiem, dla którego praca z reprezentacją Polski ma być drogą do profesury. Janne Andersson to pragmatyk, który tym profesorem już jest. Nieprzypadkowo przed meczem pisaliśmy, że na drodze do awansu staje nam zespół, którego największą gwiazdą jest trener.
Nasza reprezentacja też ma lidera, jest nim Robert Lewandowski. Kapitan uwijał się jak w ukropie, a podczas spotkań z Hiszpanami i Szwedami nosił wręcz drużynę na plecach, ale jego starania nie zrekompensowały błędów kolegów.
– To rozczarowujące, że daliśmy z siebie wszystko i to nie wystarczyło. Szczęście nam nie sprzyjało, ale zawsze trzeba mu umieć pomóc. Boli, że przeciwnik, który stworzył sytuacji mniej niż my, strzelił więcej goli – mówi Lewandowski.