Dawno, dawno temu, w latach 90. XX wieku, nie było chyba bardziej zajadłych wrogów na scenie politycznej jak PSL i Unia Wolności. Jedni liberalni światopoglądowo i gospodarczo – drudzy konserwatywni i etatystyczni. Jedni na salonach – drudzy po wsiach. Łączyło obie partie jedno: umiłowanie sprawowania władzy. Ale nigdy wspólnie.
W polityce jednak „nigdy nie mówi się nigdy", tym bardziej że na gruzach UW wykiełkowała 20 lat temu Platforma Obywatelska. W ten sposób najgorszego wroga zastąpił koalicjant... Tym razem partnerów połączył pragmatyzm, co pozwoliło na wspólne utworzenie rządu. Ale największa wada w relacjach PSL i PO nie znikła: potężniejsza partia traktowała mniejszą z góry, a nawet lekceważąco, a mniejsza reagowała na to skrajnym naindyczeniem prowadzącym do głębokiej urazy.