Dziś władze Platformy Obywatelskiej mają zdecydować, czy Tomasz Misiak pozostanie szefem partyjnej kampanii do europarlamentu.
Może stracić tę funkcję, bo „Gazeta Wyborcza” ujawniła, że Misiak, szef Senackiej Komisji Gospodarki, zgłosił poprawki do specustawy stoczniowej, a potem firma Work Service, w której – jak sam twierdzi – ma 30 proc. udziałów (według strony internetowej firmy 42 proc.), otrzymała bez przetargu wart 48 mln zł kontrakt na szkolenia dla zwalnianych stoczniowców.
Senator Platformy najpierw na sobotniej konferencji prasowej próbował tłumaczyć, że to przedsięwzięcie non profit, ale miał przeczucie, że może mu zaszkodzić. Wczoraj zaś stwierdził, że jego postępowanie nie naruszało ani prawa, ani norm etycznych. – Zlecenie nie było efektem specustawy stoczniowej – mówił Misiak. – To wynik ustawy o promocji zatrudnienia, uchwalonej w 2004 roku, gdy nie byłem parlamentarzystą. Moja firma została doproszona do konsorcjum, które wygrało przetarg. Dodał, że jego poprawki do specustawy, które zgłosił na prośbę wiceministra skarbu, przepadły w głosowaniu.
I ogłosił, że odchodzi z rady nadzorczej Work Service. Rano w Radiu Zet zapowiadała to minister do walki z korupcją Julia Pitera. Stwierdziła też, że Misiak pozbędzie się udziałów w spółce. Jednak tego senator na razie nie zrobi; uznał, że poczeka, aż skończy się kryzys.
Misiak nie pierwszy raz pracuje nad ustawami, które okazują się korzystne dla jego firmy. W listopadzie „Rz” ujawniła, że zabiegał o uchwalenie przepisów dotyczących bonów towarowych dla pracowników. Gra toczyła się wtedy o przejęcie rynku wartego 2 mld zł. Chodziło o możliwość sprzedawania ich poniżej wartości nominalnej, co utrwaliłoby monopol hipermarketów. A – jak wtedy ustaliliśmy – firma senatora przez lata kierowała pracowników czasowych do większości hipermarketów w Polsce. On sam zapewniał „Rz”, iż Work Service zaprzestał już tej współpracy.