Lista gości zaproszonych na tegoroczną konferencję w Jerozolimie poświęconą walce z antysemityzmem może zdumiewać. Wśród nich są skrajnie prawicowi politycy francuskiego Zjednoczenia Narodowego z jego przewodniczącym Jordanem Bardellą, polityk z partii Fidesz premiera Victora Orbána oraz europoseł ze skrajnie prawicowej Szwedzkiej Partii Demokratycznej. Spodziewany był prezydent Republiki Serbskiej (w składzie Bośni i Hercegowiny), Milorad Dodik – uważany za przyjaciela prezydenta Władimira Putina, który konsekwentnie zaprzecza, by masakra 8 tys. bośniackich muzułmanów w Srebrenicy była ludobójstwem.
Gościem specjalnym jest prezydent Argentyny Javier Milei, wielki przyjaciel premiera Netanjahu. Podobnie jak Horatio Cortez, były prezydent Paragwaju, utrzymujący podobno także związki z libańskim Hezbollahem. Wszystkie te osoby łączy bliska więź z obecnym rządem Izraela oraz nastroje antymuzułmańskie.
Izraelski „stempel koszerności” dla skrajnej prawicy
W takiej sytuacji z uczestnictwa w konferencji zrezygnowało wielu zaproszonych, nie godząc się nie tyle na samą obecność prawicowych polityków, co na skrajne upolitycznienie całego przedsięwzięcia.
Wśród osób, które odwołały udział, znaleźli się Jonathan Greenblatt, szef nowojorskiej organizacji walczącej z antysemityzmem Anti-Defamation League (ADL), francuski filozof Bernard-Henri Levy, a także naczelny rabin Wielkiej Brytanii czy pełnomocnik niemieckiego rządu ds. relacji z Izraelem.
Żadnej z poprzednich konferencji w Jerozolimie nie towarzyszyły tak wielkie kontrowersje jak obecnie. Stanowczy sprzeciw wystosowali liderzy żydowskiej diaspory z wielu krajów, ostrzegając rząd przed niedopuszczalnymi ich zdaniem kontaktami z organizacjami postrzeganymi jako jawnie antysemickie czy faszystowskie.