Izrael będzie nadal walczył z Hamasem aż do całkowitego jego unicestwienia – w taki sposób zareagował szef izraelskiej dyplomacji Izrael Kac na groźbę prezydenta Joe Bidena wstrzymania dostaw amunicji do Izraela. Chodzi głównie o 3,5 tys. ważących niemal tonę bomb. Izrael nie ma broni o większej sile rażenia. Nie oznacza to, że nie może bez niej działać.
W środowym wywiadzie dla CNN prezydent Biden zapowiedział, że zablokuje także dostawy pocisków artyleryjskich, które mogą zostać użyte do bombardowania Rafah. – Dałem jasno do zrozumienia Bibiemu i gabinetowi wojennemu, że nie otrzymają naszego wsparcia, jeśli rzeczywiście zaatakują skupiska ludności – powiedział prezydent w CNN, używając przydomka powszechnie stosowanego wobec premiera Netanjahu.
Dałem jasno do zrozumienia Bibiemu i gabinetowi wojennemu, że nie otrzymają naszego wsparcia, jeśli rzeczywiście zaatakują skupiska ludności
Wywiad prezydenta Bidena był pewnym zaskoczeniem, lecz nie wywołał większego wrażenia na rządzie premiera Netanjahu. Tym bardziej że amerykański prezydent zapewnił, że nie ma mowy o odejściu USA od zobowiązań dotyczących bezpieczeństwa Izraela. Izraelskie media nie omieszkały jednak w tym kontekście przypomnieć oskarżeń Donalda Trumpa pod adresem Bidena, że staje on po stronie terrorystów, czyli Hamasu. „Hamas kocha Bidena” – napisał w mediach społecznościowych Itamar Ben Gewir, minister bezpieczeństwa o skrajnie prawicowych i nacjonalistycznych poglądach.
Słowa amerykańskiego prezydenta wykorzystał przywódca opozycji Jair Lapid do zarzutów pod adresem premiera o nieudolność w kształtowaniu stosunków z administracją waszyngtońską. Jak pisał „New York Times”, znalazły się one w pewnym punkcie zwrotnym w całej 76-letniej historii wzajemnych relacji, lecz niekoniecznie musi to być punkt krytyczny. Tym bardziej że USA dostarczają Izraelowi nadal wiele rodzajów uzbrojenia, a ostateczna decyzja w sprawie bomb czy pocisków artyleryjskich nie zapadła.