Zaczęło się od poniedziałkowego komunikatu Służby Bezpieczeństwa Państwowego Gruzji (SUS) o przechwyceniu na granicy z Turcją ładunków wybuchowych typu C4 (składające się z heksogenu). Miały być ukryte w akumulatorach samochodowych i trafiły do Gruzji z Odessy, pokonując po drodze Rumunię, Bułgarię i Turcję. Z informacji tych wynika, że trzy ładunki wybuchowe miały docelowo trafić do rosyjskiego Woronieża, a inne trzy do Tbilisi.
Gruzińska SUS oskarżyła o to urodzonego w Batumi obywatela Ukrainy Andrija Sz. Mężczyzna w 2020 roku kandydował w Odessie w wyborach samorządowych z ramienia prezydenckiej partii Sługa Narodu. Według gruzińskich służb antyterrorystycznych transport miało organizować siedmiu obywateli Gruzji, trzech Ukraińców i dwóch Ormian. Ale tylko Andrij Sz., jak zakładają w Tbilisi, wiedział, co tak naprawdę znajduje się w akumulatorach.
Czytaj więcej
Premier Gruzji Irakli Garibaszwili oświadczył podczas telewizyjnego przemówienia, że składa rezyg...
Szybko zareagowała ukraińska ambasada w Tbilisi, która poprosiła gruzińską stronę, aby „wstrzymać się z upolitycznieniem tej sprawy”. Ukraińscy dyplomaci zapewniali, że Kijów weryfikuje wszystkie informacje i „wyjaśnia wszystkie okoliczności”. Ukraińska strona zadeklarowała też chęć współpracy z gruzińskimi organami ścigania.
Gruzja zarzuca Ukrainie „próby wciągnięcia w wojnę”
Z „upolitycznieniem” sprawy w Tbilisi jednak postanowili nie zwlekać. Głos zabrał Irakli Kobachidze (do niedawna był przewodniczącym rządzącej partii Gruzińskie Marzenie), który już wkrótce ma objąć stanowisko premiera. – Jeżeli ktoś z zagranicy próbuje przekształcić Gruzję w przedmiot rosyjskiej agresji, jest to bardzo poważne i niepokojące. I jeszcze raz potwierdza to, że wysokiej rangi urzędnicy rządu ukraińskiego otwarcie mówili o tym, że chcieliby i prawdopodobnie nadal chcą drugiego frontu w naszym kraju – mówił Kobachidze cytowany przez Echo Kavkaza.