Dwa miesiące po wyborach z 15 października Donald Tusk – po raz trzeci w tej roli – naszkicował plan działań nowego rządu. W exposé przypominał o kilku kluczowych obietnicach z kampanii, sporo miejsca poświęcił wsparciu Ukrainy, przedstawił też nowych ministrów i listę zadań dla nich.
Ale politycznie najważniejsze było chyba ponowne przywołanie wyborów 15 października. Bo PiS, przedłużając proces przekazywania władzy, chciało nową koalicję pozbawić miodowego miesiąca i oddalić od momentu zwycięstwa. Tusk, nazywając nową większość „koalicją 15 października”, chciał do tej chwili powrócić. I politycznie zakotwiczyć ją na cztery kolejne lata. – Rekordowa frekwencja to dla nas najlepszy drogowskaz. To będzie cement dla większości – mówi nam w kuluarach Sejmu jeden z ważnych polityków nowej większości. Z długim pozostawaniem w opozycji liczy się też PiS.