„Kto nie z Mieciem, tego zmieciem”- brzmiało słynne powiedzenie za czasów PRL o środowisku Mieczysława Moczara, którego ludzie, gdy był wszechpotężnym ministrem spraw wewnętrznych w latach 1964-1968, mieli bardzo silną pozycję w partii, państwie, urzędach i resortach siłowych. Historia lubi się powtarzać.
Kaczyński: głosować na nas i nie przeszkadzać
– Jest taka prośba o to, żeby nas popierać, a nie przeszkadzać – mówił Jarosław Kaczyński w 2019 roku do niepełnosprawnej kobiety, która narzekała na swoją i innych sytuację, podczas wyborczego spotkania prezesa PiS z rencistami i emerytami. Albo prośbą, albo groźbą.
Dzisiaj ludzie Jarosława Kaczyńskiego, środowisko władzy, mają monopol na prawo i sprawiedliwość. Są bezkarni, gdy łamią prawo. Nie stawia się im zarzutów, prokuratura podległa szefowi partii rządzącej nie wszczyna postępowania, a jeśli już może dojść do prawomocnego skazania człowieka PiS, do akcji wkracza prezydent z aktem ułaskawienia.
Czytaj więcej
Sprawa Mariki, która zaczęła się od podziału idealogicznego między młodymi ludźmi, stała się czymś zupełnie większym, to ona ujawniła kolejne problemy jakie męczą polski wymiar synosądownictwa. Jednym z nim jest niewątpliwy konflikt między sądami Ministerstwem Sprawiedliwości.
Prokurator Tomasz Szafrański, podczas konferencji, ujawnił imię i nazwisko osoby, wobec której Marika Matuszak dokonała homofobicznej napaści. Napiętnowana publicznie poszkodowana musiała zablokować dostęp do swoich kont społecznościowych. Ministerstwo Sprawiedliwości po kilkudziesięciu godzinach usunęło ze swojej strony internetowej film z konferencji. Ale prokurator Szafrański i towarzyszący mu Zbigniew Ziobro nie poczuwają się do winy po upublicznieniu danych pokrzywdzonej kobiety. Przypadek Mariki Matuszak był Ziobrze potrzebny, żeby przedwyborczo uderzyć w sędziów, mimo że sam Ziobro stoi za zaostrzeniem przepisów, na podstawie których agresorka została skazana.