Oksana Poczobut, żona skazanego na Białorusi na osiem lat łagrów Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i działacza prześladowanego Związku Polaków na Białorusi, ostatni list od męża otrzymała 6 lipca.
Odkąd trafił do więzienia w Nowopołocku, zdążył jedynie poinformować, że został uznany przez administrację kolonii karnej za osobę „łamiącą reżim więzienny” i pozbawiony widzeń z krewnymi. Pozbawiono go też paczek, które docierały zza murów więzienia i często są jedyną deską ratunku dla więźniów politycznych. Żona dziennikarza alarmuje, że już drugi albo nawet trzeci raz z rzędu Andrzeja Poczobuta zamknięto w izolatce więziennej.
Czytaj więcej
Obywatel Polski został na Białorusi skazany na trzy lata kolonii karnej za obrazę Aleksandra Łukaszenki - podało białoruskie Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna".
Gorszego miejsca w białoruskich więzieniach już być nie może
- We wtorek nie został do niego wpuszczony adwokat, który specjalnie udał się do Nowopołocka z Mińska. To nie jest zgodne nawet z tamtejszym prawem, ale nikt nic nie tłumaczy. Więzień może przebywać w izolatce maksymalnie przez dziesięć dni i wygląda na to, że Andrzeja trzymają tam znacznie dłużej. Na chwilę wypuszczają i wsadzają z powrotem – mówi „Rzeczpospolitej” Marek Zaniewski, przebywający w Polsce wiceprezes prześladowanego przez reżim Związku Polaków na Białorusi.
- Do izolatki wsadza się więźniów za karę. Warunki tam są okropne. Gorszego miejsca w białoruskich więzieniach już być nie może. Andrzej ma chore serce i regularnie musi przyjmować leki. Nie wiemy, czy mu te leki dają. Nie wiemy, co się z nim dzieje. Mieliśmy ostatnią nadzieję, że wpuszczą adwokata, ale nic z tego. Myślę, że polska dyplomacja powinna zainterweniować, przynajmniej, by uzyskać jakiekolwiek informacje o sytuacji Andrzeja – alarmuje Zaniewski.