Na szczycie NATO zostały przyjęte nowe plany działania. To skok jakościowy w zarządzaniu siłami sojuszu. W wypadku ataku Rosji w ciągu 10 dni uruchomionych zostanie 100 tys. żołnierzy, w kolejnych dniach nawet do 300 tys. Co to dla nas oznacza?
Wysiłek obronny, który będzie realizowany w przypadku agresji rosyjskiej, będzie rozłożony równomiernie na wszystkich sojuszników. Na razie w tych stutysięcznych siłach nie wskazano wprawdzie, które konkretnie siły będą włączone do kontyngentu. Nie wiemy np., jaki procent polskich sił zbrojnych będzie utrzymywany w gotowości bojowej. A Polska jest przecież krajem frontowym i ma największy potencjał militarny w naszej części Europy. Nie wiemy też jeszcze, jaka może być projekcja naszej siły na rzecz innych sojuszników, np. Rumunii czy krajów bałtyckich. To istotne dla określenia kształtu naszych sił zbrojnych, które mają nie tylko bronić kraju, ale też wspomagać sojuszników.
Czytaj więcej
Konkluzje szczytu NATO w Wilnie nie zaspokoiły ambicji Wołodymyra Zełenskiego, ani aspiracji walc...
Nowością jest to, że odchodzimy od koncepcji długotrwałego przygotowania jednostek, gdy głównie siły miały w zasadzie odbijać teren zajęty przez Rosję. NATO podjęło decyzję o reagowaniu wcześniej. Już w przypadku zagrożenia, a nie wojny, uruchomi procedury, które spowodują zwiększenie potencjału obronnego. To utrudni Rosji planowanie konwencjonalnego uderzenia.
Do tej pory sojusz skupiał się głównie na Siłach Odpowiedzi, które liczyły 40 tys. żołnierzy gotowych do rozmieszczenia.